Odwiedziliśmy dziś gromadnie naszą panią wetkę.
Póki co rudy wygląda ok, krótka ma powiększony lewy węzeł chlonny, a długa musi dostawać krople do nosa, bo zaczęła oddychać przez nos. Jednak póki co nie ma podstaw, by dawać antybiotyk. Pozostała dwójka dostała dziś trzecią dawkę Zylexisu (długa dostała kilka dni wcześniej). Miejmy nadzieję, że pomoże i nie będzie kolejnego nawrotu. trzymajcie kciuki.
Dzieciaki zostały też oblukane pod lampą Wooda, ale wszystko czyściutkie (po dymnej i srebrnej dmucham na każdą łysinkę), a rudy miał dwie - jednak, jak się okazało, jedną wyrwała mu któraś z siostrzyczek, a druga to zapalenie mieszka włosowego
Jeśli wszystko będzie dobrze, to w poniedziałek się odrobaczamy Procoxem, a w piątek-sobotę szczepimy.
Przy okazji - poruszyłam też sprawę Advocata, ale wetka mi powiedziała, że jeśli było min. 3 dni przerwy między odrobaczeniami, to ten poprzedni środek był już wydalony. Natomiast rzeczywiście zaprzeczyła poprzedniej opinii, że kokcydia same się zwalczą. Twierdzi, że u lamblii w małych ilościach to by było możliwe. Fakt, że może tak być, że kokcydia nie wyjdą przy badaniu, bo akurat to będzie ten okres, w którym się ukryją. Co do tasiemca - stwierdziła, że jeśli kupa była zbierana kilka dni, to jaja by wyszły.
Innymi słowy - co wet, to opinia. Nawet trzecią dawkę Zylexisu każdy daje inaczej (rozbieżność 7,9,14 dzień)
A maluchy chwaliłam za wcześnie - postanowiły zostać szkodnikami - wczoraj zbiły szklankę z piwem, a dziś rano doniczkę... Szklankę przy gonitwie (i nie wiem, czy to jednak nie był Korneliusz, który ganiał się z nimi), a doniczkę przy wygrzebywaniu kory ze storczyków...
Jakkolwiek jak na ponad miesiąc pobytu, to całkiem przyzwoicie.