Na szczęście dobrze. Safi zresztą czuła się dobrze cały czas, oprócz tych dwóch dni złego samopoczucia, od których zaczęło się szukanie choroby (i oprócz pierwszego dnia po operacji, ale to naturalne). 
Napiszę kilka słów, żeby reszta „Kotkowa” wiedziała, o czym rozmawiamy. Safi jest adoptowana z „Kotkowa” w 2010 roku, od MałgorzatyJ. Dotychczas zdrowa, bezproblemowa kicia, w styczniu poczuła się źle. Tu pisałam o chorobie:
viewtopic.php?p=10955741#p10955741viewtopic.php?p=10957459#p10957459viewtopic.php?p=10977274#p10977274Wczoraj miała drugie usg. Guz mniejszy, ale jest  

 . Tu baaardzo ogólny opis usg:
http://i62.tinypic.com/29zwvub.jpgI skończyły nam się pomysły. Kot jest drugi miesiąc na antybiotyku, więc musimy zrobić przerwę, żeby go nie zabić kuracją. Miesiąc przerwy, później zrobimy następne usg, ale nie bardzo wiem, co miałoby z niego wyniknąć. 
Moja młodsza córka jest w tej chwili studentką trzeciego roku weterynarii na SGGW w Warszawie, a drugi rok „terminuje” w dużej warszawskiej lecznicy „Animal Center”. Radziła się tamtejszych lekarzy, przeczytała chyba wszystko na temat nowotworów jamy brzusznej, także z publikacji zagranicznych i też nie wie, co robić. Sprawę komplikuje fakt, że właściwie mimo zrobionej histopatologii nie wiadomo, co to za guz. 
Na początku chciała koniecznie umawiać się do dr Jagielskiego, żeby leczyć Safkę chemią, ale przemyślała i odpuściła. Zaocznie nikt chemii nie poprowadzi, musielibyśmy jeździć z kotem do Warszawy, na początku co dwa tygodnie, później chyba rzadziej, ale i tak często. Safi jest kocim strachulcem, jazda samochodem i wizyty u weta to dla niej horror, a jeszcze tak daleko i często....
Ja przeczesałam forum miau, znalazłam pięć wątków kotów leczonych chemią, z których żyje tylko jeden i nie jestem przekonana do tej kuracji. 
Na razie trzymamy się wersji z histopatologii, że 
„...Bazując na widocznej atypii, złośliwy nowotwór histocytarny nie może być wykluczony, jednakże  w świetle infekcji, jest on mniej prawdopodobny...”A gdyby nawet okazało się, że guz jest złośliwy, to taka białostocko-warszawsko-chemiczna kuracja wydaje mi się mniej leczeniem, a bardziej zamianą ostatnich chwil życia kota w koszmar. Niech lepiej żyje, ile jej przeznaczone, ale spokojnie.