dawno nie pisałam
a trochę mi się tego uzbierało
inaczej miał wyglądać mój
łikend, ale jak zwykle życie korektę zrobiło
może coś więcej skrobnę wieczorem - teraz z
wiesiaczkiem jadę łapać ciężarną
a to co poniżej zacytuję, zadebrało mi resztę powietrza
na razie tylko wklejam mejla od koleżanki
Hanki:
https://www.facebook.com/events/3166191 ... ser_joinedKopiuję tekst z wydarzenia: Pan Włodzimierz od lat pomaga okolicznym kotom - zna każdego, którego dokarmia. Zaniepokoiło go brak jednej ok. 9 letniej kotki. Szukał przyczyny i dotarł do świeżo zalepionego pianką montażową otworu wentylacyjnego w okolicznym bloku. Wydłubał piankę z otworów lecz z uwagi na trudny dostęp nie mógł dostrzec czy jest tam uwięziony kot.
Przychodząc dokarmiać koty i usłyszał miauczenie - myślał, że dochodzi z komórek -najpierw sam później już razem poszliśmy szukać kota. Nastawienie lokatorów było różne - jedną komórkę udało się sprawdzić dokładnie do drugiej nie dotarliśmy (niechętna lokatorka). Skupiliśmy się na otworze wentylacyjnym i ku naszemu zdziwieniu i zaskoczeniu ukazała się w nim kotka - nie reagowała na światło więc myśleliśmy, że niestety już za późno, że zmarła. Trudno było się pogodzić panu Włodkowi z sytuacją, karmił kotkę od lat i gdy przyszedł w nocy podszedł i znów usłyszał maiuczenie - ku jego zdumieniu okazało się, że kotka jednak żyje. Umówiliśmy by ją ratować.
Podejmowaliśmy próby zwabienia kotki do otworu, przepychaliśmy patykiem bardzo zdziwieni czemu nie podchodzi nawet do jedzenia. Jedynym ratunkiem była STRAŻ POŻARNA - przyjęto zgłoszenie i strażacy pojawili się bardzo szybko.
Nie wiedzieli co zrobić w tej trudnej sytuacji. Nikt nie znał przyczyny takiego zachowania kotki - lokatorzy opowiadali, że jeden pan rozsypywał trutkę więc uznaliśmy, że jest słaba i to jest powodem braku ruchu i chęci wyjścia z otworu mimo, że miała już taką możliwość.
Podjęto decyzję prucia elewacji. Delikatnie nożem w miejscu usytuowania kotki strażak rozcinał otwór. Z wielką ulgą dostrzegliśmy ją i czekaliśmy aż wyskoczy szczęśliwa na ziemię lecz mimo oczekiwania tkwiła nadal jak wmurowana w ścianie. Poczekaliśmy jeszcze kilka minut w nadziei, że minie szok i wyjdzie - niestety bezskutecznie.
Strażak centymetr po centymetrze bardzo ostrożnie powiększał otwór i już mieliśmy nadzieję a ona nadal tkwiła w otworze.
Muszę powiedzieć, że widok był przerażający - odchody wymieszane ze styropianem i pianką sprawiały wrażenie bardzo wielkich urazów i zapach, potworny fetor odchodów, ropy i martwicy.
Strażak nadal próbował znaleźć przyczynę, która uniemożliwiała wyjście - obserwując wszystko z bliska poprosiłam strażaków o rękawiczki (już raz nie ugryzła wolałam się zabezpieczyć) i włożyłam jedną rękę nad kotkę a drugą pod nią i delikatnie z góry nacisnęłam. To co nam się ukazało sparaliżowało nawet tak wiele widzących strażaków - do kontenerka wsunęła się kotka, która zamiast tylnych łap miała jeden wielki kokon z pianki - cały tył był uwięziony - była wmurowana w elewację. Zdarte pazury do krwi świadczyły o tym, że walczyła.
Wszyscy byliśmy w ogromnym szoku - jeden ze strażaków powiedział "dobrze, że pani zadzwoniła - nie miała szans".
Podpisałam odpowiednie dokumenty i niezwłocznie pojechaliśmy z p. Włodkiem do najbliższego weterynarza. Ja byłam załamana, nie wiedziałam jak można pozbyć się pianki, która więziła jej tylne łapy nie widzieliśmy czy kotka nimi porusza, jakie są obrażenia - dramat.
W klinice pomalutku pani weterynarz zaczęła odcinać piankę. Jej spokój i opanowanie bardzo pomogło.
Na początku akcji nikt nie mógł przewidzieć takiego obrotu sprawy. Myśleliśmy, że kotkę p. Włodek zabierze do domu i tam się nią zaopiekuje: wykuruje, odkarmi lecz w tak dramatycznej sytuacji kotce potrzebna była całodobowa opieka medyczna i fachowa opieka.
Zadzwoniłam do kliniki "Oza", która ma szpital i cieszy się bardzo dobrą opinią - przedstawiłam sprawę i kazali natychmiast przyjeżdżać.
Na miejscu rozpoczęto dalsze ściąganie pianki, mycie opatrywanie ran(martwica) - kotka wreszcie mogła poruszać tylnymi łapami.
Była bardzo odwodniona - ok. 9 dni bez ruchu, jedzenia w zimnie - skóra pękała w trakcie oczyszczania, bardzo niska temperatura 35,7 st.
Odczuliśmy wielką ulgę widząc, że łapki są sprawne.
Koteczka po zabiegach oczyszczających dostała ciepłą kroplówkę, rany zabezpieczono lekami i umieszczono ją w inkubatorze. Dostała odpowiednie witaminy i minerały.
Dziś 06.12. pobrano jej krew by sprawdzić stan wątroby i nerek - to nasze największe obawy - z niepokojem czekamy na wyniki.
Kotka przebywa w klinice pod bardzo dobrą opieką - zwracam się z ogromną prośbą o wsparcie na pomoc koteczce:
nr konta
Fundacja For Animals oddział Łódź 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040
z dopiskiem: kotka Freja
Paypal Fundacji For Animals odział Łódź - na dole strony
http://www.foranimals-lodz.pl/jak-pomoc/
06.12.Kotka przebywa w klinice. Miła pobraną krew by sprawdzić to czego się najbardziej obawiamy - nerki i wątrobę. Nie jadła i nie piła kilka dni - nie wygląda to dobrze.
Kotka jest bardzo dzielna - dostała imię Freja.
Ważne jest, że temperatura ciała się podniosła. Dużo leży - odpoczywa, ale też próbuje się poruszać, szczególnie przy sprzątaniu klatki :) - to dzikuska 
Podjęła próby kontaktu z jedzeniem - polizała mokrą karmę.
Dostaje kroplówki więc nie ma obaw - wszystko czego potrzeba organizmowi ma dostarczone.
Na pewno jest obolała, liczne rany, odparzenia, martwica i ogólne wycieńczenie organizmu.
BARDZO PROSZĘ O DOBRE MYŚLI - czekamy na wyniki.------------------------------
[edit] rozwinęłam nazwę fundacji i wytłuszczenia moje
------------------------------
parę zdjęć dla niefejsbókowców wstawię jak wrócimy z łapanki
wróciłam więc wstawiam
fotorelacja
Hanki z mozolnego uwalniania kotki
Freji












------------------------------