Widziałam martwego kota i nie wiedziałam, co zrobić...

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt wrz 21, 2007 20:36 Widziałam martwego kota i nie wiedziałam, co zrobić...

Wczoraj szłam przez osiedle i przed wejściem do jednej z klatek leżał nieruchomo kotek. Piękny czarny pręgusek, ok 3-4 miesięcy. Leżał bezpośrednio przed wejściem do klatki, ludzie przechodzili nad nim, a ja nie wiedziałam, co zrobić :oops:
Stanęłam jak wryta w ziemię i nie wiedziałam co dalej. Nie było widać żadnych urazów zewnętrznych, ale sprawdziłam - nie oddychał.
Ogarnęło mnie okropne uczucie bezsilności, nawet nie wiedziałm, gdzie mogłabym zadzwonić. W rezultacie odeszłam z płaczem.
Nie wiedziałabym też, co zrobić, gdyby on żył jeszcze - choć tu sprawa jest prostsza, bo chyba starałabym się zawieźć go do lekarza... ale nie wiem, czy nie sparaliżowałoby mnie ryzyko, że może jest chory, a ja przeniosę coś na moją kotkę...

Nie ukrywam, ze czuję się z tym po prostu źle.
Proszę o radę, co robić w takich sytuacjach? Kiedy widzę kota, który nie żyje, lub jest na skraju wyczerpania, albo przerażony w środku miasta próbuje uciekać przed samochodami? Przecież nie wyrzucę kota do śmietnika, ani nie będę próbowała łapać gołymi rękami dzikiego lub chorego kota? Do kogo się zwrócić po pomoc? Czyj telefon zapisać w komórce? Straży dla Zwierząt? TOZu? Schroniska? (chociaż z tego co wiem, do tej pory nie ma "kociarni" w Lublinie).

anabell

 
Posty: 352
Od: Nie lut 18, 2007 20:49
Lokalizacja: Lublin

Post » Pt wrz 21, 2007 21:37

Jeżeli macie w Lublinie Straż dla Zwierząt, to chyba tam bym się zgłosiła. Nawet jak nie bezpośrednio oni by się tym zajeli, to napewno wiedzieliby co dalej zrobić.

Też kiedyś miałam taką sytuację, ale akurat jakaś pani chwilę po tym jak mnie zamurowało w chodnik przyszła z czarnym workiem i zabrała kota... mówiła, że idzie go pochować na podwórku.
Obrazek

malkavianka

 
Posty: 345
Od: Pon kwi 23, 2007 18:23

Post » Pt wrz 21, 2007 21:43

Bardzo mądra ta pani, sadze ze powinno się z niej przykład brać
Co do ściągania kota z ulicy, moje dwie wychowanki , mają po 11 lat dziś zginęłyby pod kołami ratując kocie zycie (jest juz wątek na miau) więc dlaczego dorosły miałby sie namyslać?

Na pewno na widok martwego kota zareagowałabym łzami, ale nie wiem czy dałabym rade zostawić go tam bez grobu...jednak nie wiem, na szczęscie dotad martwego nie znalazłam, same zywe...

dedi

 
Posty: 3288
Od: Pt maja 26, 2006 10:39
Lokalizacja: Sosnowiec

Post » Pt wrz 21, 2007 21:44

Bardzo mądra ta pani, sadze ze powinno się z niej przykład brać
Co do ściągania kota z ulicy, moje dwie wychowanki , mają po 11 lat dziś zginęłyby pod kołami ratując kocie zycie (jest juz wątek na miau) więc dlaczego dorosły miałby sie namyslać?

Na pewno na widok martwego kota zareagowałabym łzami, ale nie wiem czy dałabym rade zostawić go tam bez grobu...jednak nie wiem, na szczęscie dotad martwego nie znalazłam, same zywe...

dedi

 
Posty: 3288
Od: Pt maja 26, 2006 10:39
Lokalizacja: Sosnowiec

Post » Sob wrz 22, 2007 8:35

Ja mialam w tym roku dwa takie przypadki, Jeden kot czarny z bialymi znaczeniami leżał juz na trawniku obok szosy. Nie wiem czy sam tam dobiegł i skonal czy ktos go przeniósł żeby samochody nie rozjechały. NIe było śladu krwi a kot byl sztywn.y To było 1 maja to znaczy kot chyba zginąl w tym dniu bo dzień wcześniej nie było go tam a ja go znalazłam 2 maja. POszlam po syna i łopatę i pochowalismy go pod modrzewiem ( w sumie ladne miejsce)> Bardzo bylam zdołowana. Potem w sierpniu w tym samym miejscu szłam wieczorem z psem i na środku drogi leżał czarny kot a pomiedzy nim jeździły samochody. Przywiązalam psa do drzewa weszlam na jezdnię i podnioslam tota za sórę na karku i w okolicy ogona ( nie mam pojęcia czy zrobilam to dobrze). Kot był jeszcze ciepły tez nie było śladu krwi mial otwarte oczy. Sprawdzalam czy oddycha czy serce bije. Ale nic nie wyczulam tylko mocz z niego leciał. Siedzialam przy nim i sprawdzalam czy żyje ale bylam pewna że nie. Poszlam do domu po łopatę trwało to może 10 minut jak wrócioam to byl chłodniejszy i niw wyczuwalam śladu życia. Pochowalam go też pod modrzewiem ale drugim. POtem jak wrócilam do domu to mialam watpliwości czy nie pochowalam go zywcem, bo może tylko zemdlał ( ale serce nie biło i nie oddychal) Zadzwonilam do znajomej wetki która powiedziala że raczej nie żył bo jeżeli leciał mocz to zwieracze puszczają w chwili śmierci. Trochę się uspokoiłam ale i tak źle się z tym czuję. Kot mial obroże p.pchelną. Był zadbany.
Obrazek
Obrazek

Iburg

 
Posty: 5024
Od: Wto sty 04, 2005 21:52
Lokalizacja: Rybnik

Post » Sob wrz 22, 2007 11:35

jeśli widzę martwego kota, zabieram jego zwłoki z miejsca, gdzie mogłyby zostać dalej sponiewierane. dwa razy zabrałam z szosy zwłoki kota. w obu przypadkach kot był już sztywny. zostawiłam je w trawie pod lasem na poboczu, gdzie samochody nie mogły ich już dalej rozjeżdżać. nigdy nie zostawiam kocich zwłok na pastwę losu. nie umiem.

puss

Avatar użytkownika
 
Posty: 11741
Od: Czw lis 09, 2006 13:24
Lokalizacja: Poznań

Post » Sob wrz 22, 2007 16:30

Hmm, a takie zakopywanie martwych zwierząt nie jest trochę niebezpieczne? Nie mówię o ofiarach wypadków, ale jak nie widać żadnych urazów? Czytałam na forum, że koty, które zmarły na panleuko nie powinny być zakopywane tylko spalone, żeby nie roznosić wirusa. Chyba podobnie należałoby postąpić także w innych przypadkach?

Z drugiej strony, nikt takich zwłok nie chce. To jest straszne, że nawet po uśpieniu mojej kici był problem, co zrobić z jej ciałkiem.

Usagi_pl

 
Posty: 1469
Od: Śro wrz 05, 2007 9:18
Lokalizacja: Szczecin

Post » Sob wrz 22, 2007 16:42

Jeżdżąc samochodem mam zawsze jednorazowe rękawiczki i kilka ręczników- przydaje się przy wypadkach, czy z udziałem ludzi czy zwierząt, worki na śmieci, saperkę i grube skórzane rękawice- ranne zwierzę bywa nieobliczalne. Kota tylko jednego wiozłam do weta, by go uśpił(niestety), z reguły chowam oposy i szopy :( Ale nawet poruszając się miejską komunikacją można mieć jednorazówki i reklamówkę na podorędziu. Nigdy nie wiadomo, kiedy będą potrzebne :?
Obrazek
tornado w Alabamie;P

Blond Tornado

 
Posty: 5322
Od: Pon cze 13, 2005 1:29
Lokalizacja: Poznań/ Birmingham

Post » Sob wrz 22, 2007 18:17

No tak, zabrać kota, wiem, że powinnam to zrobić, ale co dalej? Mieszkam w środku miasta, nie mam łopaty, nie mam działki, na której mogłabym kota pochować, nie dysponuję samochodem, którym mogłabym kota wywieźć pod miasto. Kto jest odpowiedzialny za usuwanie zwierzęcych zwłok z ulic czy chodników? (przepraszam, za słowo "usuwanie" ale pewnie obok "oczyszczanie" to zwrot w oficjalnym użyciu :?)
Gdybym dziś znalazła tego kotka, nadal nie wiedziałabym co zrobić... :oops:

anabell

 
Posty: 352
Od: Nie lut 18, 2007 20:49
Lokalizacja: Lublin

Post » Sob wrz 22, 2007 18:28

anabell pisze:No tak, zabrać kota, wiem, że powinnam to zrobić, ale co dalej? Mieszkam w środku miasta, nie mam łopaty, nie mam działki, na której mogłabym kota pochować, nie dysponuję samochodem, którym mogłabym kota wywieźć pod miasto. Kto jest odpowiedzialny za usuwanie zwierzęcych zwłok z ulic czy chodników? (przepraszam, za słowo "usuwanie" ale pewnie obok "oczyszczanie" to zwrot w oficjalnym użyciu :?)
Gdybym dziś znalazła tego kotka, nadal nie wiedziałabym co zrobić... :oops:

Schronisko. Czasem faktycznie -"trochę to trwa". Jadąc latem do pracy (autobusem) zauważyłam leżącego na poboczu kota. Zadzwoniłam do schroniska, obiecali zabrać. Na drugi dzień kot jeszcze leżał,więc zadzwoniłam do Straży Miejskiej. Zabrali go następnego dnia :roll:
Ale zwykle reagują szybciej.
OUT OF ORDER Obrazek

pixie65

 
Posty: 17842
Od: Czw paź 20, 2005 9:53

Post » Sob wrz 22, 2007 20:04

Ja do tej pory jak spotkalam kota leżącego na ulicy, to były to tak zmasakrowane zwłoki ze nie byłabym w stanie do nich nawet podejsć... :( I nie wiem co robic w takich przypadkach... Rozumiem mozna zabrać martwego kota z ulicy, pochować ale nie takie zwłoki :/ Nie wiem jak to sformuować... :roll:

Ajlon

 
Posty: 348
Od: Pt wrz 21, 2007 14:51
Lokalizacja: Aleksandrów Łódzki

Post » Sob wrz 22, 2007 20:49

Trzy dni temu jadąc do banku zobaczyłam straszliwie rozjeżdzonego martwego czarnego kociaka, na oko 5-6 m-cy...
Środek dużego osiedla, ruch jak na gierkówce, bo to i dojazd do parkingu i do banku... Nikt go nie sprzątnął... nikt...
Lezał tam na pewno kilka dni...

W głowie mi sie to nie miesci... jesli nawet nie dla higieny i szacunku dla zwierzęcia to chociaz żeby oszczędzić widoku malutkim dzieciom...
Ale nie, nikt palcem nie kiwnął...

Zebrałam na saperke ( wożę w samochiodzie, przydaje sie) to co zostało z kociaka i zaniosłam pod pobliski krzak. Przysypałam wykopaną ziemią...
:(
www.fundacjafelis.org
na FB: Foondacja Felis
KRS 0000228933 - podaruj nam 1%

Kasia D.

 
Posty: 20244
Od: Sob maja 18, 2002 13:40
Lokalizacja: Lublin i okolice

Post » Sob wrz 22, 2007 21:52 Re: Widziałam martwego kota i nie wiedziałam, co zrobić...

anabell pisze:...
Proszę o radę, co robić w takich sytuacjach? Kiedy widzę kota, który nie żyje, lub jest na skraju wyczerpania, albo przerażony w środku miasta próbuje uciekać przed samochodami? Przecież nie wyrzucę kota do śmietnika, ani nie będę próbowała łapać gołymi rękami dzikiego lub chorego kota? Do kogo się zwrócić po pomoc? Czyj telefon zapisać w komórce? Straży dla Zwierząt? TOZu? Schroniska? (chociaż z tego co wiem, do tej pory nie ma "kociarni" w Lublinie).


No wiesz....wydaje mi się, że miedzy "...który nie żyje..." a "...jest na skraju wyczerpania..." różnica jest zasadnicza. Jeśli nie żyje to, z mojego punktu widzenia, bez znaczenia jest co zrobisz. Jeśli "...jest na skraju wyczerpania..." albo "...próbuje uciekać przed samochodami..." a ty nie wiesz co zrobić to współczuję. Proponuję zastrzelić.

PcimOlki

 
Posty: 10931
Od: Nie wrz 16, 2007 14:12
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob wrz 22, 2007 22:26 Re: Widziałam martwego kota i nie wiedziałam, co zrobić...

PcimOlki pisze:
anabell pisze:...
Proszę o radę, co robić w takich sytuacjach? Kiedy widzę kota, który nie żyje, lub jest na skraju wyczerpania, albo przerażony w środku miasta próbuje uciekać przed samochodami? Przecież nie wyrzucę kota do śmietnika, ani nie będę próbowała łapać gołymi rękami dzikiego lub chorego kota? Do kogo się zwrócić po pomoc? Czyj telefon zapisać w komórce? Straży dla Zwierząt? TOZu? Schroniska? (chociaż z tego co wiem, do tej pory nie ma "kociarni" w Lublinie).


No wiesz....wydaje mi się, że miedzy "...który nie żyje..." a "...jest na skraju wyczerpania..." różnica jest zasadnicza. Jeśli nie żyje to, z mojego punktu widzenia, bez znaczenia jest co zrobisz. Jeśli "...jest na skraju wyczerpania..." albo "...próbuje uciekać przed samochodami..." a ty nie wiesz co zrobić to współczuję. Proponuję zastrzelić.


a ten kąśliwy komentarz dość nie na miejscu jest... :roll:
każdy ma prawo nie wiedzieć, a jak nie wie - zapytać
Obrazek

Fri

 
Posty: 6301
Od: Śro sty 25, 2006 17:02
Lokalizacja: wpół do Wisły ;) wpół do Brdy ;P

Post » Nie wrz 23, 2007 14:30

Pozwól zatem, że przytoczę tu pewną historię, która naprawdę się zdarzyła. Otóż mam w bloku komórkę wydzieloną z miejsca, w którym kiedyś był dostęp do zsypu. Komórka jest miedzy 3 a 4 piętrem, ja mieszkam na piątym i jeżdżę windą. Jakieś dwa lata temu włamano się do tej komórki, przez co stała ona jakiś czas otwarta. W końcu zostało to zauważone. Poszedłem, wstawiłem nowy zamek i o sprawie zapomniałem. Jakiś tydzień później potrzebowałem coś zabrać z tej komórki. Jakiż było moje zaskoczenie, kiedy kątem oka ujrzałem ogon znikający za jakimiś przedmiotami na górnej półce. Właściwie nie byłem pewien czy jestem w pełni władz umysłowych. No, ale dobra, coś widziałem. Natychmiast poszedłem na górę, zniosłem wodę, kocie jedzenie i zostawiłem. Po godzinie wróciłem i oczywiście miseczka była wyczyszczona. Skończyło się to dobrze. Lokatora nakarmiłem i pod osłoną nocy wypuściłem na wolność. Znaczy zablokowałem bramę i zostawiłem drzwi od komórki otwarte. Kocisko wyszło. Powstają jednak pytania:

Czy ten kociak nie płakał będąc tam przez tydzień zamknięty? (Nie wierzę)
Czy nikt tego nie słyszał? (Nie wierzę)
Jeśli słyszał to ktokolwiek, dlaczego nie zareagował właściwie?

Wprawdzie w tym czasie ktoś pukał do moich drzwi a ja nie mam zwyczaju otwierać niezapowiedzianym akwizytorom, lecz wydaje mi się, że sytuacja powinna sprowokować znacznie silniejszą reakcję społeczną. Włączając w to rozwalenie drzwi od tej komórki. Ja na pewno nie miałbym o to żadnych pretensji. Podobnie, jeśli bym zobaczył żywego zwierzaka umierającego w samochodzie na parkingu, podczas upału, to nie zastanawiałbym się ani sekundy tylko cegła i szyba. Później zastanawiałbym się nad innymi alternatywami. To jest stan wyższej konieczności. Uważam po prostu, że jeśli na naszej drodze staje słaba istotka, która potrzebuje pomocy to naszym psim obowiązkiem jest tej pomocy udzielić SKUTECZNIE. Skutecznie często znaczy natychmiast. Wybacz, ale wydzwanianie po różnych, zwłaszcza państwowych, instytucjach nie uważam za skuteczne działanie w takich sytuacjach. Pzdr.

PcimOlki

 
Posty: 10931
Od: Nie wrz 16, 2007 14:12
Lokalizacja: Wrocław

[następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: aniamis91, włóczka i 88 gości