Lunarek był bardzo grzecznym kotem... odkąd się u mnie zjawił, obowiązywały go takie same zasady, jak psy, a w zaadzie jedna zasada tzn. - nie oznacza
nie. W efekcie Lusiek nie wydziera się, nie skacze po stole, kiedy jem, nie wyrywa mi kanapek z ręki, nie wbija pazurów z nogi ani ręce. Nie miałam tylko sumienia zakazać mu ciumkania (chociaż tego nie lubię), bo chyba jest mu to w jakiś sposób potrzebne... .
Na wstępie napisałam, że był grzeczny - ano był, bo odkąd w domu jest Teosia, mam siedem światów. Niby reaguje na zakaz "napadania" koteczki, ale tylko kombinuje, jakby tu...
Straciłam już ukochaną filiżankę, zrzuciły potężnego grubosza z parapetu, a w dodatku przez te jego pomysły muszę ciągle kontrolować, czy swoje papu zjada Teosia, czy może brutal Lusiek, czy Teosia napiła się wody, czy skorzystała z kuwety... grrr...