Mam padaczkową kotkę ale nie jest niewidoma.
Opiszę jak to u nas wyglądało, może coś pomogę naszą historią...
Półtora roku temu nagle, bez żadnych przesłanek kotka dostała nagle ataku i to typu grand czyli najsilniejszego... Potem przez resztę dnia była bardzo wyczerpana, zdezorientowana i jakby nierozpoznawała otoczenia.
Na następny dzień - powtórka - więc szybko pojechałyśy do weta, gdzie kotka dostała dożylnie diazepam i receptę na luminalum w tabletkach. Niestety w aptece akurat nie mieli tabletek i miałam je odebrać na następny dzień - ale już z samego rana kotka dostala serię ataków - słabsze ale tzw klaserowe. Szybciutko pojechaliśmy do weta gdzie kotka została wprowadzona w śpiączkę farmakologiczną bo to podobno jedyny sposób na przerwanie takiej serii...
Nie pamiętam już dobrze ale chyba dostawała w lecznicy nadal diazepam dożylnie - po powrocie do domu podawałam 2x dziennie luminalum w tabletkach i ataki ustąpiły.
Kotka była badana na wszystkie dostępne nam sposoby i wet nie zdiagnozował przyczyny - prawdopodobnie jest to padaczka pourazowa, bo przypomniałam sobie że kilka tygodni wcześniej przydzwoniła głową w kant drzwi i potem kilka dni miała słabe objawy wstrząśnienia: wymioty i złe samopoczucie - cały czas spała...
Tak więc kotka ponad pół roku dostawała 2x dziennie luminalum w tabletkach, dawkowanie było różne - w zależności od jej samopoczucia i oznak tzw aury przedatakowej i na lekach nigdy nie miała więcej pełnego ataku.
Po pół roku zdecydowaliśmy się na stopniowe zmniejszanie dawki - trwało to kilka miesięcy i w tym czasie kilka razy miała lekkie ataki, wtedy podwyższaliśmy na chwilę dawkę leku i znów stopniowo zmniejszaliśmy - aż doszliśmy do zupełnego zaprzestania podawania.
Teraz od ponad dwóch miesięcy kotka nie brała luminalum i nie było nawet aury
Oczywiście bacznie ją obsewuję i zawsze mam w pogotowiu luminalum w czopkach.
Jak czuje się Lilian?