Na razie to niewiele napisać mogę, ale wątek musi być, więc I`m sory piszę.
Od dzisiaj zamieszkał ze mną On! Moja wielka miłość, mężczyzna prawie idealny, bo ja tak zwyczajnie, jak ta głupia kwoka, się zakochałam. Miłość od pierwszego wejrzenia. Od razu ostrzegam, to może być bardzo nudny wątek. Zdrowie dopisuje, młodość, siła, witalność zawitała w me progi. Siedzę i robię wielkie oczy, a On no cóż... mamy bardzo stresujące zakocenie. Przede wszystkim imię.. Aston mi nie podchodzi, miał być Bury Książę ale mamunia chrzestna stanowczo protestuje, a mi szare komórki odmawiają współpracy. Nic to damy radę i coś wymyślimy, może, kiedyś, na pewno. Dużo stresów mamy i innych niżej je opiszemy.
Ach no i pewnie skąd jest On powinniśmy wyjaśnić dla porządku. Oczywiście z łódzkiego schroniska, bo koty z łódzkiego schroniska są superowe. Miałam pojechać i wybrać. Miałam być jutro, co zrobić skoro 3 tygodnie temu podjęłam decyzję. Spojrzałam w te oczyska i się zakochałam. Jedno pytanie zadałam, a wydarzenia się potoczyły, jak się potoczyły.
Dziękuję Ani Pisiokot za PR, pojechanie do schroniska, ogarnięcie całej logistyki, no i przemienienie planu w działanie. Dziękuję Ani CoolCaty, że wzięła przystojniaka do siebie. Dzięki temu wiem, że mam kota zdrowego, no i mam kota z chipem! To brzmi dumnie!

No i oczywiście dziękuję Tufcio, że zadała pytanie "a czy zajrzałaś na stronkę łódzkiego schroniska". Pewnie, że nie zajrzałam... po pytaniu moja ciekawość kazała mi to zrobić... zrobiłam. No i dziękuję Indze i Myszeńce za towarzystwo w Łodzi, dodawanie animusz i pokazanie Manufaktury

Samo zapoznanie oficjalne było stresujące. Książę wypoczywał i raczej sobie nie życzył odwiedzin

no cóż został zaatakowany, niezbyt mu się podobało. Nawet uciekać przez dach próbował, ale mu zakazano. A dalej.. jak pisałam to było bardzo stresujące zakocenie. W samochodzie miauknął, raz, drugi. Poskrobał łapką w dno kontenerka, opuszczanie Łodzi chyba nie było tym o czym marzył, no ale cóż taka karma, że ma być Warszawiakiem i że tam jest Jego domek już na zawsze. No domek może nie, ale ku nieszczęściu Duża na całe życie. No cóż zrobić. W pociągu wielki stres... Książę leżał na kolanach u mnie... i u Tufcio, i w wolnych chwilach mruczał w najlepsze, później z uwagi na pewne niedogodności udowe poleżał na kocyku obok mnie. Próbował trochę zwiedzać ale został spacyfikowany. Drogę z dworca do domku nowego, przebył w warunkach bardziej Go godnych, cisza, spokój, pełen luz blues... a w domu. No cóż dobrze nie jest. Książę wszedł pod łóżko u mojego brata, pełen stres aklimatyzacyjny. Po jakiś dwóch minutach stres minął i zaczęło się zwiedzanie. Ja tylko czasem zerkam i widzę dumnie idącą kocią sylwetkę z zadartym do góry ogonem. Na spędzenie w jednym miejscu więcej niż 2 minut szkoda czasu. Raz nawet do mnie podszedł, zaczął się myć obok mnie na łóżku, ale to nuda... poszedł dalej. Trochę się zszokowałam widząc skok na blat biurka z miejsca... moje koty.. no cóż tego nie robiły. Poza tym po wejściu do kuchni zobaczyłam jak zeskakuje z szafki na ziemie. Na szafce stały kawałki (z kośćmi) ugotowanego kurczaka. Podobno Książę wymiotuje po czymś innym niż Intensinal. Będę obserwować

Zdjęć na razie brak ale mam nadzieję, że ciocia CoolCaty nie będzie zła, że użyjemy tych, które Ona zrobiła żeby się pochwalić:
http://coolcaty.fotosik.pl/slideshow.ph ... 1=coolcatyMoże namówimy też mamunię (ciocię?) chrzestną na wrzucenie fotek z podróży.
No to na razie tyle.
Uschi czarne!
