Rozpacz po jej stracie i świadomość jak wielkie było cierpienie i ból, który musiała znosić na codzień, ustąpiła miejsca wnioskom na temat przyczyn jej męczarni. Piszę więc ten wątek ku przestrodze...
Po prawie półrocznej walce o jej życie, po wielu wizytach w gabinetach weterynaryjnych i niekończących się dywagacjach nad postawieniem właściwej diagnozy nie udało nam się wygrać z jej chorobą.
Rak.
Zosia pochodziła z Piły. Tamtejszy weterynarz stwierdził, że koteczka została zgwałcona przez "człowieka".
Dziś to orzeczenie wydaje się wątpliwe...
Po zastanowieniu się i przemyśleniu wyników sekcji staje się to w ogóle bardzo mało prawdopodobne...
Rak nie postępuje szybko - złośliwa odmiana toczy organizm wiele miesięcy, atakując kolejno organy wewnętrzne.
Choroba Zosi zapewne zaczęła się od układu rozrodczego. Możliwe, że układ ten był tak zaatakowany jak jelita, które podczas sekcji zwłok miały ścianki grubości 5mm (normalnie jest to niecały 1mm), a okrężnica była, jak to określiła wetka z AR - "usiana guzami". Zapewne występowało już wtedy krwawienie z odbytu i ktoś biedną koteczkę po prostu wyrzucił na ulicę (po co komu chory, kłopotliwy i brudzący w mieszkaniu kot?!).
Teoria o gwałcie weta z Piły wydaje się tym bardziej abstrakcyjna, że podczas sterylizacji Zosi nie zauważył on choroby, ktora już wówczas atakowała jej układ pokarmowy. To wręcz niemożliwe, żeby tego nie zauważył podczas zabiegu...
Kotka bardzo cierpiała... nieustające biegunki na przemian z niemożliwością wypróżnienia, a w końcowej fazie krwawe wymioty (kałuże krwi).
Ale do czego zmierzam...
Zosia miała dwa lata - w tym wieku nowotwór u kota to rzadkość. Jak wiadomo Zosia była ślicznym, niebieskim kotkiem. Jej pochodzenie można przypisać "pseudohodowli" i rozmnażaniu na zasadzie chowu wspobnego - stąd wada genetyczna - tutaj objawiająca się rakiem.
Jest to chyba najmocniejszy argument, żeby przeciwdziałać rozmnażaczom nastawionym TYLKO I WYŁĄCZNIE na zbijanie kasy, kosztem zdrowia i życia kotów.
Po tym wszystkim, co przeszłyśmy, po cierpieniu, które prawie codziennie widziałam w jej oczkach, apeluję do wszystkich, szczególnie nowych osób, które chcą mieć ładnego kotka za "małe" pieniądze - nie wspierajcie pseudohodowli, nie kupujcie ładnych kotków "okazyjnie". Pomyślcie o mojej Zosi...
Żegnaj Zosiu...

PS. Musiałam to z siebie wyrzucić...