
Otóż od pewnego czasu mamy w domu kotka, ślicznego, półperskiego rudzielca z białą krawatką, białymi łapkami i pręgowanym ogonem. Z tym, jak on do nas trafił to była cała historia, bo moja żona była zdecydowanie przeciwna zwierzętom w mieszkaniu. Faktem jest, że większą część dnia spędzamy poza domem i nie ma kto się zaopiekować domowym przybytkiem, a nie mamy domu, choć mieszkanie nie jest małe (83,5 m2).
Zimą będąc na spacerze z dziećmi wypatrzyliśmy ślicznego kotka, który bardzo się do nas garnął. Dzieci bardzo się do niego garnęły, a i mnie się spodobał. Żona była dość nieprzejednana - ale myśmy chodzili go dokarmiać i troszkę się nim zajmowaliśmy. Któregoś dnia kotek zniknął - sądzę, że trafił w ręce dobrych ludzi, bo on był bardzo przyjacielski. Ale dzieci już bardzo chciały mieć kotka. I ja zresztą też.

Niestety od kilku miesięcy u Filipa obserwujemy objawy alergii.

No i przyznam, że wobec powyższego mam problem: zdrowie dziecka jest dla mnie najważniejsze. Ale wiem też, że właśnie z powodu tego zdrowia z domu nie może zniknąć Ron, bo to dopiero by była krzywda dla dzieci. Jest on już na prawach członka rodziny i na pewno nie odejdzie. Cóż więc zrobić? Dodanie jeszcze dwóch kotów, choć pomysł wzbudza ogromny entuzjam dzieci, raczej nie wchodzi w grę: jesteśmy wciąż niedoświadczonymi właścielami czworonoga (nigdy nie mieliśmy innych zwierząt poza rybkami i chomikami). Poza tym gdzie one by się podziały i jak by się dogadały między sobą? No i przy naszym tak długim przebywaniu poza domem (w tygodniu wychodzimy ok. 6 rano a wracamy ok. 18:00) to mieszkanie chyba byłoby całkiem zdemolowane, bo już jeden Ron potrafi narobić niezłego zamieszania.

Cóż więc mi pozostaje? Macie jakieś pomysły? I - co może ważniejsze - doświadczenie z dziećmi alergikami i kotem? Czekam na Wasze rady i pozdrawiam,
PePe
poprzedni watek:
viewtopic.php?f=8&t=18980
mod siliana