Bicie

mowy nie ma. Ale zdarzal sie wyjatek zatytulowany delikatnie trzepaniecie w futro, ale to co innego. Rysiek bil Hrupke. Bardzo bil. Po tym jak urosl i przekroczyl jej gabaryty dwukrotnie. Pral, az furczalo, a mala wyla z bolu. Tlumaczenie, prosby, przekupstwo, krzyki, psikanie woda nie Rysiu wrazenia nie robily. Olewal nas. I wciaz bil Hrupke. Do czasu

. Pewnego dnia w trakcie bicia kotki cos mu sie przyczepilo do tylka. Taktyka byla taka, zeby nie bic, tylko wykonac specyficzny "klask" przy futrze. Rysio w koncu poczul dyskomfort. Skojarzyl, ze wiaze sie to z nieopanowanym biciem HrupTaka. Teraz ja tlucze w sposob kontrolowany, co mala lubi

.
Wyjasniam, ze naprawde jestem przeciwnikiem bicia. I nie mam znerowicowanych kotow, nie stosowalam poza tym jednym wyjatkiem zadnych reperkusji. U nas wystarcza podniesiony glos, ew. klasniecie w dlonie.