W weekend byliśmy na kociej wystawie i okazyjnie udało mi się kupić (za pół ceny!) dwie kuwety, takie same, jak już mam. Oczywiście zamykane. A ponieważ trzech kawalerów umie sobie radzić z drzwiczkami, postanowiłam je nabyć. Przywiozłam, postawiłam, w nadziei, że Drabcio też załapie.
Nad ranem coś mnie obudziło, patrzę, a koło nowych kuwet stoi Drabik i tęsknym wzrokiem wpatruje się w nie, ale nie wchodzi. Po chwili podchodzi do pufy leżącej w pokoju (wypchana chrzęszczącymi kulkami styropianu), wchodzi na nią, wydeptuje dołek i kuca. Natychmiast zerwałam się z łóżka, złapałam kota, zdjęłam z jednej kuwety drzwiczki i wepchnęłam do niej przednie łapy Drabcia. Wszedł, zrobił gigantyczne sioo i zadowolony wyszedł. Po chwili wrócił z grubszą potrzebą. Przyjrzałam się dokładnie, w czym problem i okazało się, że Drabik inaczej kuwetkuje – on wchodzi do budki, nie odwraca się tam przodem do wyjścia, tylko przykuca na brzegu, zostawiając ogon na zewnątrz. A wtedy drzwiczki opierają mu się na karku, co go wyraźnie peszy.
Cóż, jedna kuweta została bez drzwiczek.
