Agop pisze:1. po zjedzeniu indyka (pierwszy raz- przemrożone cztery dni, podane surowe po rozmrożeniu) objawiło się głośne: AJAJAAAAJAAAAJAAAAJ+ wyrzyg... = nie jemy drobiu??? jaki czort, w puszkach, saszetkach to samo, a brak objawów (sam kurczak trzykrotnie podany= wyrzyg).... jazda...
No niezupełnie to samo, bo:
1) puszka to nie 100% mięsa,
2) puszka ma mięso przetworzone (gotowane zwykle),
3) dobra puszka ma mięso wolne od rzeczy szkodzących kotom (z hodowli całkiem ekologicznych lub przynajmniej biorących poprawkę, że to, co u ludzi wywoła efekt za kilka lat, u kota może wywołać natychmiast - leki, hormony i inne takie, nie napuszczane po uboju fosforanami dla zatrzymania wody lub nawet zwiększenia jej normalnej zawartości celem zwiększenia masy przy zachowaniu na pozór naturalnego wyglądu.
Magnolia indyka może (nawet surowego), a kuraka nie chce nawet gotowanego; po saszetce z kurakiem - nawet jak zje jakąś (wyjątek zrobiła dla Catz FF), to w kuwecie już nie tak idealnie jak po -wszystko-tylko-nie-kurczak. To AJAJAJAJA to wiem, co to - jak się raz nażarła ostrej trawy, to było identycznie.
Co do zadyszki, to można skonsultować z wetem, ale być może to rzeczywiście jeszcze nie do końca rozwinięte płuca.
Jeśli chodzi o zapach z pyska - przy mokrym lub mięsie zawsze będzie śmierdzieć zdecydowanie mocniej niż przy chrupkach, bo to jest mielone w pysku, a nie tylko łamane na pół (albo i nie) i przełykane - to normalne dla drapieżników (zęby się od tego nie psują - w przeciwieństwie do zębów oblepionych węglowodanami). Ale problem też może być w:
1) za dużo białka w diecie - wtedy jest wysoki mocznik (i nie chodzi tu o zmniejszanie proporcji dodając upychacze tylko o zmniejszenie ilości jedzenia - upewnij się, że dostaje białka wg potrzeb na swój wiek; weź np. dawkowanie Orijena /jest w necie/, policz 0.42 razy dobowa porcja karmy i wyjdzie Ci, ile to białka w gramach, do tego połowa w gramach tłuszczu - tyle kot potrzebuje, reszta to nadmiar do filtrowania przez nerki i wątrobę),
2) za mała przerwa między suchym i mokrym (po czasie sama widzisz, czy kot by tylko coś przegryzł, czy też jest potwornie głodny i w brzuszku pusto) - suche trawi się dużo dłużej i jak się futrzak go naje (nie chodzi tu o zjedzenie 1 czy 2 chrupków, bo to jeszcze przejdzie), a szybko (np. po 2 czy 3h) zje mokre, to efekt jak przy dziecku, które naje się słodyczy i ciastek przed obiadem: nawet jak wciśnie obiad, to ma problem przetrawić (bo śmierdzenie z gęby może być spowodowane tak naprawdę śmierdzeniem gnijącego jedzenia z jelit);
3) inne powody (także chorobowe).
Co do Szajki i skorupek: może po prostu jej wapnia brakuje? Kot czuje, że to coś, co leży ma dużo tego, czego potrzebuje. A może jej się tylko spodobały? Albo spodobało jej się polowanie na nie? Dobra karma nie oznacza, że w danym dniu kot ma na nią ochotę

A tak z ciekawostek - na stronie zoo+ pod listą puszeczek Applawsa jest taki tekst (ciekawe ile osób czyta i bierze do serca):
Karmienie, zalecenia
Proszę przestrzegać: Applaws jest naturalnym produktem, dlatego dochodzi do niewyważonego stosunku wapno-fosfor z ponadprzeciętnie dużym udziałem fosforu. Dlatego karma Applaws powinna być uzupełniana przez właściową, zrównoważoną karmę (mokrą lub suchą).
I obawiam się, że samo dawanie dla równowagi karmy zrównoważonej (czyli o odpowiednim stosunku wapno-fosfor) to za mało, bo jak karma będzie zrównoważona, to wapnia ma tylko dla własnego fosforu a nie dla wyrównania tych niezrównoważonych, które trzeba albo rzadko podawać, albo równoważyć np. skorupkami z jaj.
Tyle jest kotów z zajechanymi nerkami, a fosfor ma w tym niemały udział; zastanawiałam się, dlaczego na wsiach kiedyś koty nie miały z tym aż takiego problemu (gorsza diagnostyka to tylko jedna strona medalu - ta wygodna dla przemysłu). Raz, że nikt ich tuńczykiem i innymi rybami w większych ilościach nie rozpieszczał, nawet jajko zjadły jak ukradły i to same skorupkę łupały, a dwa - mięso nie było napuszczane fosforanami; oczywiście suche karmy jako jedyne jedzenie w przypadku kotów niechętnie pijących wodę (czyli większości, bo to mają w genach) też dokładają swoje pięć groszy. Co ciekawe - tak wyklinane ze względu na laktozę mleko krowie (mówię o oryginalnym, a nie ulepszonym olejami roślinnymi i kto wie czym jeszcze) ma stosunek wapń:fosfor 1,27:1 (ponoć dla kota optymalnie jest 1,2:1), a dla przykładu tuńczyk 1:14,8; mięso z kurczaka (średnio) 1:9,6 itd. (oczywiście mowa o rybie czy mięsie bez ości/kości). Jak więc koty w naturze sobie z tym radzą? Otóż wiele ziół, których w domu nie znajdą, jest bogatych w wapń; skorupki jaj mają stosunek wapń:fosfor równy 40:1 (!) itd. Zresztą zobaczcie sobie BARF - tam też jest nacisk na równoważenie fosforu skorupkami z jaj / mączką ze skorupek małży (dobre na stawy). Zresztą nawet w Aminonda vom Feinstein dla kastratów jest dodawany węglan wapnia (coś, co jest w lekach wyłapujących fosfor) i pewnie m.in. dlatego jest tzw. karmą pełnoporcjową, a nie uzupełniającą jak fileciki.
...