Właśnie wróciłyśmy.
Mysza w kaftanie (styl hip-hop - na lewą stronę, szwy na wierzchu, zeby nie urażały) łazi po domu i zwiedza wszystkie miski, bo jest głodna, a nie może jeść do jutra

Zatacza się i oczywiście wydaje jej się, że jest super-Myszą i może latać. Jak to po narkozie.
Nie mamy dobrych wieści. Przy oględzinach przed operacją okazało się, że robią się gruzełki po drugiej stronie, sutki są trochę powiększone. Nawet byłam umówiona na wycięcie w trakcie tej operacji, ale okazało się, że oprócz węzła chłonnego zaraz obok są jeszcze dwa guzki do wycięcia, było spore cięcie i trwało to dosyć długo, więc jednak druga strona brzucha nie była ruszana. I czekamy co będzie, jeśli się te gruzełki powiększą to... nawet nie chcę o tym myśleć.
Szew jest ogromniasty, przy splocie barkowym, mam się spodziewać opuchlizny i być może lekkiego niedowładu łapki przez pierwsze dni. Będę masować jakby co. Mam zapas tolfedyny, jest też antybiotyk (betamox) co 48 h. W razie czego przejdziemy na baytril, który ostatnio tak pomógł Myszy.
Kota jest trochę wychłodzona, ale ma w głębokim poważaniu ciepłe posłanko, termofor etc. Woli wędrować zataczając się albo siedzieć na środku pokoju...