Wybaczcie, że tak długo milczałam - nauka jednak upomniała się o swoje, choć i niepotrzebnie chyba, bo nic z tego czego się uczyłam na egzaminie się nie przydało... Ale ja nie o tym tutaj

Mam ciekawostkę do zakomunikowania. Wychodzi na to, że Yrael nie potrafił wcześniej warczeć! Może nigdy wcześniej nie myślał o takim dźwięku? Ostatecznie całkiem prawdopodobne, że nigdy nie słyszał warczącego kota

. Tak czy inaczej dziś z rana jak tuż obok mnie Shar warczała na niego posłyszałam dodatkowy, jakby niepewny i bardzo cichutki warkot z jego strony

. Wygląda na to, że mentorkę sobie znalazł

.
Bardziej radosną nowiną jest, że chwilę wcześniej ganiali się po mieszkaniu i Shar nie wyglądała ani na wściekłą, ani przestraszoną. Tylko w pewnym momencie rozzłościła się i "wark, wark *pac pac z pazurkiem*". Później, gdy już emocje opadły, parę prób zbliżania się zostało udaremnionych kotka pozwoliła mu się położyć nie tak daleko od siebie i oboje wypatrywali przez okno (jutro jak netbook wróci razem z TŻ zamieszczę zdjęcie - co prawda pod światło, ale widać oba koty

). Także wygląda na to, że jak najbardziej idzie ku dobremu

. Chociaż muszę przyznać, że w ciągu tych paru dni jak zostawałam sama to płakać mi się chciało, gdy każde prosiło o moją uwagę, a potem patrzyło z takim smutkiem i żalem jak zajmowałam się "tym drugim"... ech... Oby to już nie wróciło!
Kolejną dobrą wiadomością jest, że Shar powoli przekonuje się do Yraelowej wersji mokrego jedzonka - czyli przemrożonych i sparzonych podrobów

. Otworzyliśmy też już drzwi łazienki i kotka, choć początkowo bardzo nieśmiale tam wchodziła upodobała sobie miejsce w misce za wanną jako ulubioną leżankę do drzemki (w tym czasie Yrael zwykle śpi na posłanku na pralce).
Jutro (ewentualnie po jutrze jeśli jednak TŻ nie wstanie zbyt szybko po 24h zmianie) koty czeka jeden spory stres... Zdecydowałam, że koniec taryfy ulgowej i mieszkanie zdecydowanie wymaga czegoś więcej jak zamiatania miotłą, także w ruch pójdzie największy koci wróg - odkurzacz

.