Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
magicmada pisze:...Jeszcze jedna rzecz, która umknęła mnie, ale i wszystkim składającym wyrazy współczucia Grażynie, te wyrazy współczucia i solidarności należą się również wetom z Łodzi i przede wszytskim Duszkowi, która mnóstwo swego czasu, serca i energii w Łodzi włożyła w ratowanie, diagnozowanie, przewóz po lecznicach, dokarmianie i dbanie o Norbiego.
gpolomska pisze:Nie wiem... na razie muszę się poskładać do kupy - za dużo tych smutnych oczu umierających kotów... dobrze, że choć Magnolii się udało... Duszkowi współczuję strasznie - bardzo chciała uratować i Aniołka, i Norbiego... dobrze, że choć Mokate nie musiała oglądać... dużo ukochanych kotów umiera... każdego dnia.
Wiesz, wetki w lecznicach też się dziwią (podobnie jak znajomi), że się za takie koty biorę... tylko widzisz - jakoś nikt inny się do tego nie rwie. Patrzenie na umierających jest ciężkie - czy to koty, czy ludzi w hospicjum. Pocieszam się jedynie tym, że jakby On miał umrzeć sam w lecznicy, to już lepiej u mnie... tak samo Mokate... Aniołek odszedł tam - nie zdążyłam... dlatego się za nie biorę: żeby odchodziły głaszcząc mnie łapką po twarzy i na moich kolanach a nie na legowisku za kratami... tak jak kiedyś umierała mi z głową na kolanach trzymając mnie za rękę starsza obca kobieta - poszłam coś skserować na uczelni i zauważyłam, że ta pani się źle czuje... pogotowie zabierało ją już nieprzytomną w agonii... ktoś musi trzymać wartę przy umierających, żeby nie odchodzili sami...
Tak, to smutna droga... bardzo smutna... moje życie całe jest smutne... za dużo po prostu widzę tam, gdzie może dla własnego dobra nie powinnam... tylko nie umiem jakoś tak. W dniu śmierci Aniołka podsuwano mi kilka kotów - czułam, że one tylko źle wyglądają, ale staną na nogi - i tak się stało. Jak z Kociej Przystani zbierali na ratowanie ciężko chorego kotka, to po jego zdjęciu na FB widziałam, że to nie ma sensu - dzień czy dwa później umarł... to widać w ich oczach - dlatego jak mi podsuwano koty, to chciałam widzieć ich oczy - nawet na zdjęciu widać... bo nikt nie umiera nagle jeśli to nie jest wypadek tylko rozwijająca się choroba - nie wiem ile to trwa u kotów, ale u ludzi pierwsze objawy umierania często są już kilka miesięcy wcześniej... śmierci nie da się pokonać - można jedynie sprawić, by umierający się mniej bał trzymany za rękę...
Tak to prawda, chociaż czasem to one wybierają nas. Bo staną nam na drodze, bo na nas popatrzą, bo o nich przeczytamy...magicmada pisze:...Sami wybieramy koty, którym chcemy pomóc ...
gpolomska pisze:
Ten obrazek znalazłam w dniu śmierci Aniołka - tak jakoś... jakby nie te skarpetki, to kogo Wam ten koteczek przypomina?![]()
![]()
gpolomska pisze:I On, i Mokate wyglądali jakby przepraszali, że odchodzą... i ta łapka - tak samo głaskali lewą łapką po łzach... bo koteczki widzą więcej niż ludzie... i często cierpią przez ludzi. On w pierwszy dzień biegał wszędzie i się nie zamykał jakby krzyczał "Domek, domek - cały mój". I do każdego podbiegał krzycząc tak długo, aż został pogłaskany. Drugiego dnia dużo spał, ale wołał przechodzących obok, żeby głaskali. Chodził też trochę - szczególnie w kierunku lodówki. W czwartek też sporo spał, ale i jadł... ale więcej leżał - myślałam, że Go po prostu w ten dzień mocniej to boli, bo mnie też stłuczenia dawne rwały - ale On chyba po prostu się ogólnie gorzej czuł. W piątek rano też chodził - głównie w kierunku moich kolan. I się tak przytulał... i spał - jak Mokate - z główką opartą na moim nadgarstku i łapką opartą na mojej ręce... cudny był... tak mi smutno, że Go już nie ma... ponoć do trzech razy sztuka - tylko myślałam, że chodzi o znalezienie kota na długo, a nie niezdążenie. W domu się pukali w głowę, że powinnam poczekać - powiedziałam, że nie mogę czekać, bo może być za późno... i by było, gdybym poczekała. Kiedyś poczekałam ze spotkaniem z kimś - nie zdążyłam: został zabity. Dlatego wiem, że nie wolno czekać z niektórymi rzeczami.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue, CatnipAnia i 46 gości