» Śro lut 13, 2013 16:16
Re: Mokate (FeLV+) kocia dama - za TM [*]
Nie znielubiłam Cię, Słupek. I wiem, że chciałaś dobrze. I masz rację - po przerobieniu wszystkiego z Mokate dużo się nauczyłam. I wiem, że ta koteczka miałaby większe szanse ze mną niż z kimś, kto o białaczce nie ma pojęcia albo nie przerobił choć innego ciężkiego przypadku. Tylko żeby komuś pomóc, to najpierw muszę się sama poskładać do kupy i w końcu zacząć spać (na razie mi się nie udaje pomimo leków ziołowych i rozważam psychotropy, ale dam sobie jeszcze kilka dni); jem też tylko dlatego, że wiem, że muszę. Spotkam kiedyś Mokate za TM, ale niekoniecznie chcę iść tam teraz - jeszcze mam tutaj trochę rzeczy do zrobienia.
Tylko wkurza mnie jak ludzie z ogromnym sercem patrzą na koty, a zapominają o innych ludziach: może trudno to sobie wyobrazić, ale ludzie też czują i cierpią - niektórzy nawet mocno. Miałam w życiu wiele traumatycznych doświadczeń (wiele nawet z KK i to z przeróżnych działów, a OPI nieraz do domu też jeździło - możesz sobie tylko wyobrazić jak mam poorane serce), ale wrażliwości nigdy na żadną krzywdę nie straciłam pomimo tego, co przeszłam - raczej w drugą stronę, bo wiem jak pewne rzeczy bolą. Ale ja też nie jestem ani z diamentu, ani nawet z drewna.
Zary mi żal... ale raz, że u rodziców nie przejdzie, a dwa - jeśli ona umarłaby na dniach (a z kotem w ostrej fazie białaczki jest tak, że niby już jest lepiej, a 2-3 dni później trzymasz go w drodze za TM), to mam wrażenie, że psychiatryk gwarantowany. Ja już tak mam, że bardzo mocno i szybko się przywiązuję do każdego stworzenia, które mi krzywdy nie robi i nie próbuje mnie wykorzystać lub nie bawi się moimi uczuciami. Chorego kota mogę wziąć, ale mała koteczka z białaczką w fazie ostrej? I tak ciągle widzę tutaj Mokate i serce mi pęka... i po nocach się budzę sprawdzając w półśnie, gdzie Ona leży... a jeszcze Aniołek umarł - tak już mam, że nie muszę stworzenia nawet dotknąć, żeby się do niego przywiązać - i tak mi bardzo leżał na sercu... jak Agop pisała, że może powinnam do niego pojechać na dzień czy dwa, to jej napisałam, że On się do mnie nie przywiąże i ta wizyta mu nic nie da, bo ma tam kochanych ludzi od lat, ale ja się mocno przywiąże, a jak pisałam Duszkowi - na zdjęciach Aniołek miał bardzo kiepskie oczy już zaraz po śmierci Mokate... chyba gdzieś pod skórą czułam coś i bałam się Go zobaczyć i pogłaskać... bo widziałam Jego oczy - Norbi może jest chudy, ale on inaczej patrzy - Aniołek miał oczy Mokate - chorej Mokate, nie szczęśliwej i wesołej.
Nie, na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie. I jest mi żal Zary - tak jak mi bardzo żal wielu kotów, które odchodzą, a kiedyś miały domek - Quari z Katowic (brytyjka, którą ktoś na starość wyrzucił), BlackNose z Łodzi (po zmarłym) i dziesiątki innych, które tu się przewinęły... wszystkich nie uratuję, kilku na pewno postaram się pomóc... ale na razie muszę mieć choć kilka dni na przegryzienie śmierci Aniołka.
A co do rozważanych kotów... jak zobaczę tego, którego mam wziąć, to będę to czuła. Moja mama zakochała się w Norbim - powiedziałam jej, że będzie duży i w ogóle za ciasno tu będzie miał, ale ona i tak ciągle myśli, że on taki biedny, że tylko oczy i futro, i że tak źle chodzi... myślałam też o Magnolii - zadbana kotka, która miała domek i wylądowała na ulicy... i wielu innych - potrzebujących są tysiące: wszystkich nie wezmę do domu, kogoś trzeba wybrać - nawet jakbym wzięła dwa czy trzy, to i tak wszystkim nie pomogę.
I cholernie mnie wkurza bezmyślność niektórych akcji - rozumiem, że wielkie serca ludziska mają, ale czasami trzeba rozumu używać. Pewnie wiesz, co to TRIAGE w wypadkach masowych. Tak samo jak wiesz, co to wybieranie mniejszego zła, gdzie serce się kroi, ale wiesz, że tak jest lepiej. Życie jest pełne wyborów, gdzie czego by nie zrobić, to będzie bolało.
...