Basiu, jak zobaczyłam te zdjęcia kociastych, to sobie pomyślałam, że szybko muszą Ci tam w szpitalu zrobić co trzeba, bo towarzystwo będzie na Ciebie czekać (nie tylko kocie zresztą). I przypomniało mi się, jak przed porodem trafiłam na oddział patologii. I było nas tam kilka babek, a obok była porodówka, z której dzień i noc słyszałyśmy krzyki. Wieczorem dołączyła do nas młoda babeczka przed porodem (pierwsza jej ciąża), która spojrzała na nas z kroplówami, ktg i innymi cudami, usłyszała krzyki zza ściany i mówi: "A co one się tam tak drą?". Na co my chórem odpowiedziałyśmy: "rodzą". Babeczka zmierzyła nas wzrokiem, spojrzała na drzwi i mówi: "Ale po co się tak drą? I ile wy już tu leżycie? Ja nie mam czasu na takie rzeczy. Ja tu przyszłam rodzić raz dwa, bez żadnych znieczuleń i szybko muszę stąd wychodzić, bo mam dużo pracy".
Basiu... ona naprawdę zrobiła tak, jak mówiła. Następnego dnia przed południem poszła rodzić, po 3h było już po wszystkim (bez panicznego wrzasku), a 2 dni później, podczas gdy ja chodziłam zgięta po cesarce, ona już pomykała radośnie z tym szpitalnym wózeczkiem, z uroczym maleństwem w środku, i dopytywała cały czas, czy mogłaby już iść do domu.
Basiu, piszę to teraz po pierwsze dlatego, że akurat mi się przypomniało, a po drugie dlatego, że to jest właśnie siła pozytywnego nastawienia. Nigdy tej babeczki nie zapomnę.
Myśl Basiu pozytywnie (tak jak my tu o Twoim leczeniu myślimy)
Ja wierzę w siłę autosugestii
