Czytałam o EPO w tym
artykule o FIA - tylko tam napisano:
W sytuacji, gdy kot słabo reaguje na leczenie antybiotykiem i parametry krwi się nie poprawiają, lekarz może spróbować wprowadzić leczenie preparatem Arasept, który zawiera substancję czynną Darbepoetynę alfa, która pobudza wydzielanie erytrocytów, podobnie jak naturalna erytropoetyna. Nie każdy weterynarz ma doświadczenie w prowadzeniu takiej terapii, skutki stosowania leku są niebezpieczne (zakrzepica, nadciśnienie, obrzęk obwodowy), dlatego należy dobrze się nad wprowadzeniem takiej terapii zastanowić.
Podobnie jak nad leczeniem z użyciem EPO, gdyż organizm zwierzęcia może wytworzyć przeciwciała i zacząć niszczyć swoją własną erytropoetynę.
Tam też napisali, że czasami niezbędna jest transfuzja i nie zawsze wystarczy jedna; gdzieś indziej czytałam, że każda powyżej pierwszej to coraz większe ryzyko powikłań (nie mówiąc o stresie). Zresztą... też generalnie przy FIA zalecają podanie sterydów, które osłabiają działanie białych krwinek przeciwko czerwonym - tylko tak na moją logikę: jak nie działają białe krwinki, to kot nie jest w stanie walczyć także z wirusami - jak np. jak FeLV(albo ich zwalczać, albo utrzymywać na niskim poziomie). Prawie jak leczenie osoby z osteoporozą i żylakami: leki na żylaki pogłębiają osteoporozę, leki na osteoporozą pogarszają żylaki i zostaje... medycyna naturalna
Gdyby ona miała tylko FIA (co się rzadko ponoć zdarza, bo zwykle jest do tego FIV lub FeLV), to nie byłoby tak źle, a tak ze wszystkim jest balansowanie na krawędzi (jak nie zajechać do końca wątroby, czy trzustka wytrzyma i czy jelita dadzą radę); no i ten brzuszek przy tylko 3 łapkach - to jej nie ułatwia chodzenia; no nic - jutro spróbuję z tą hemoglobiną (na razie Mokatek wzrok ma przytomny i przy podawaniu antybiotyku szarpie się równo, a chwilami nawet krzyczy ze wzrokiem mordercy /dobrze, że jest mała, bo zaczęłabym się bać spać przy niej/); dzisiaj ją trochę nawodniłam strzykawką do pyszczka, bo za mało pije (bardzo ciemno żółty mocz), ale tak delikatnie /ok. 40ml/, żeby nie przedobrzyć; no i kolacja to była też strzykawką - nie to, że nie miała siły, ale uparła się znowu na wątróbkę (a nie może przecież jeść w kółko jednej rzeczy) - tyle to się już nauczyłam rozróżniać, kiedy nie ma siły, a kiedy tylko mnie tresuje, więc zmieliłam chrupki i rozmieszałam z wodą: ależ była wkurzona... ale nie opluła mnie ani nie zwróciła - zjadła to, tylko się trochę obraziła (co nie przeszkadza jej spać na moich kolanach). Ale jak nie będzie jadła, to się nigdy nie wzmocni.
Zastanawiam się czy te biegunki też nie są trochę po bezo-pet: bo przez pierwszy tydzień choroby nie miała, a później wet powiedziała, że może zakłaczona i kazała podawać codziennie (jak podaje producent), a w opiniach w sklepach wiele osób się skarży, że stosowanie wg wskazań producenta kończy się rozregulowaniem jelit i żeby dawać raz w tygodniu... teraz już do tego nie dojdę, ale wątpliwości są.
Drugi dzień robiłam jej galaretkę z wołowiny (bo ona z mokrych zjada tylko galaretkę, a cała resztę zostawia - okoliczne koty są wniebowzięte, ale ja to chyba zbankrutuję) - wzięłam goleń (kość i drobno pokrojone mięso), gotowałam długo i odparowałam - to jej smakuje (mięsko oczywiście mogę sobie sama zjeść, bo tego to ona nie chce). Jutro mama idzie na targ, to może dorwie ładną wołowinę (tej z marketów to ona nie rusza - chyba, że jest naprawdę bardzo głodna, ale podczas choroby nie ma opcji), na którą ona się skusi.
Niemniej jednak twarda jest - od 10 grudnia walczymy, a ona nadal rano krzyczy o jedzenie, pije z miseczki, biega do kuwetki i się potrafi obrazić

...