Jak się dokocić i nie zwariować?

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto paź 30, 2012 22:37 Re: Jak się dokocić i nie zwariować?

Po reakcji Ofelii na bardzo tymczasowego tymczasa (czeka w mojej lazience na swój nowy domek do jutra do godz. 16-tej) widzę, że w jej przypadku dokocenie jednak jest niewskazane :placz: :placz: :placz: . Co gorsza kocurkowi udało się wydostać z łazienki pod naszymi nogami, podreptal do salonu, wystraszył się Ofelii (wcale ale to wcale mu się nie dziwię, sama bałam się jej dotknąć) i zwiał pod szafkę. Teraz nawet nie próbuje opuszczać łazienki. A Ofelia siedzi cały czas na górnych szafkach kuchennych. Zdążyła już mnie obsyczeć i owarczeć. Mam nadzieję, że przyjdzie spać do łóżka. No i zaraz sprawdzę, czy zjadła chrupki.
Kurka, ale mam stresa!!!
wątek Księżniczki Ofelii i Małej Czarnej Carmen
viewtopic.php?f=46&t=213181 - cz. IX
Obrazek

MB&Ofelia

 
Posty: 35084
Od: Pt gru 09, 2011 9:20
Lokalizacja: Koszalin

Post » Śro paź 31, 2012 9:16 Re: Jak się dokocić i nie zwariować?

Ofelia, są koty, które są zdeklarowanymi jedynakami :( . W tej sytuacji chyba trzeba ich izolować. Nie martw się, emocje opadną, koty ochłoną. Może Ofelia przyzwyczai się do nowego, ale różnie bywa.

alix76

Avatar użytkownika
 
Posty: 23037
Od: Nie mar 22, 2009 7:37
Lokalizacja: Wa-wa

Post » Śro paź 31, 2012 11:32 Re: Jak się dokocić i nie zwariować?

Witam wszystkich zakoconych ;)
Szukałam porady przegrzebując miliony tematów, ale w końcu zdecydowałam się napisać tutaj - bo dokocenie jest punktem w którym nasza domowa sytuacja się zmieniła...
Półtorej miesiąca temu trafiliśmy z mężem (świeżo poślubionym i zadeklarowanym "żadnego kota w domu", choć wiedział że prędzej czy później..;)) na błąkającą się po osiedlu rodziców nieszczęśliwą i zdesperowaną kotkę 4,5 m-c. Kotka wyglądała jak siedem nieszczęść i za wszelką cenę starała się wbiec za kimś do ciepła. Okazało się że już była zgłaszana do Kotkowa, ktoś musiał ją wyrzucić bo błąkało się toto co najmniej dobry tydzień. Nachyliłam się pogłaskać to stworzenie, które ocierało się o nogi - i tak się złożyło że maleństwo poleciało za nami do samochodu... i za decyzją męża (a jakże :twisted:) zabraliśmy ją do weterynarza i do domu. Yuko odrobaczyliśmy (po czym leczyliśmy zatrucie, bo vet nieopatrznie dał za dużą dawkę.. nc...), odpchliliśmy, wypieściliśmy, i mieliśmy szczęśliwego łobuza w domu :) Wierna, śpiąca i mrucząca w łóżku z nami, budząca mnie na dźwięk budzika, niegrymasząca, czyściutka. Drapak polubiła bez większych problemów, korzystała śmiało z mieszkanka które na miarę naszych możliwości dostosowaliśmy do kocio-brykających potrzeb. Żwirek silikonowy zaakceptowany także od razu, bez problemów.
Ale. Miesiąc od przygarnięcia Yuko trafiła się okazja dokoptowania jej towarzystwa - kociaki szukały domu. Po dyskusji uznaliśmy że póki Yuko jest mała i bardzo absorbująca zabawowo, powinna się dobrze zaaklimatyzować z kociakiem do towarzystwa i że im szybciej dołączymy drugiego kota tym lepiej, a ona nie będzie samotna (bywa że nas długo nie ma, jak ją przygarnęliśmy mąż chorował, więc ciągle ktoś był w zasadzie, a potem było jej wyraźnie smętnie i gnębiła nas ze zdwojoną mocą jak wracaliśmy). A dodam, że w domu rodziców też są dwa koty, tyle że kocury, i uważałam, że jak koty to lepiej dwa... No i pojechaliśmy po kociątko - kotka prawdopodobnie, 8-tyg, urocza - wlazła od razu mi na ramię i tak została :)
Popełniliśmy pewnie z tysiąc błędów przy dokoceniu, generalnie nie dało się odizolować ich skutecznie, bo mieszkanie jest małe i nie byliśmy w stanie wydzielić stałych stref. Próbowaliśmy zamiany pokoi, ale jako że Yuko udało się wyłamać ze dwa razy i wpadła do małej, to już daliśmy spokój. Za radą weterynarza daliśmy im ustalać reguły.... Pierwsza doba połączenia była straszna, noc spędziły oddzielnie, ale dzień wyglądał jak strefa wojny. Yuko była agresywna i pokazywała dobitnie swoją pozycję, Nami (malutka) była przyzwyczajona do towarzystwa, więc w zasadzie ignorowała rezydentkę początkowo, nie rozumiała w czym jej przeszkadza. A Yuko rzucała się na nią, gryzła (bez rozlewu krwi, ale doprowadzając do wisku i ucieczki pod komodę bądź do nas - Yuko nie atakowała nas). Ale nie chcieliśmy być "azylem", żeby później się nie obrywało jej w dwójnasób, więc nie chroniliśmy zbytnio, starałam się "neutralnie" wchodzić w nie, niby przypadkiem po drodze, albo sypać jedzenie, albo obie na raz głaskać... (Yuko się wyrywała, obrażona śmiertelnie). Ale już drugiego dnia było lepiej - jak mała spała Yuko podeszła ją wylizać (pod ogonem najpierw, ale potem po uszkach też). W czasie aktywności prała ją dalej, ale jakby mnie zapalczywie. Próbowaliśmy angażować obie w zabawę, ale nie bardzo wychodziło - wyglądało to tak, że najpierw Yuko chce się bawić, ale mała się wtrąca, więc Yuko przystaje, obserwuje, po czym atakuje Nami...

Teraz minęło półtorej tygodnia - wiem, mało jak na kocie aklimatyzacje ;) W międzyczasie szczepiliśmy Yuko i wyleczyliśmy kichanie Nami (wizyta u weterynarza była jednocząca dosyć, Yuko bardzo reagowała jak mała jęczała przy zastrzyku, sama za to była dzielna i tylko pilnowała co się dzieje z Nami). Atmosfera w domu się zmieniła. Jęki zniknęły, dziewczyny ganiają się i piorą, ale już obie i nie tak agresywnie. Yuko wylizuje małą jak ta śpi - co obecnie jest niezbyt chętnie przyjmowane przez Nami (chyba już uznała, że Yuko zawsze jak podchodzi, to tylko w celu pogonienia jej...), więc bywa że się broni, a czasem śpi i nie zwraca uwagi. Często leżą razem, razem gapią się w okno, jedzą. Yuko zakopuje po małej "dzieła" kuwetowe, bo Nami tego nie potrafi, czyści ją jak się upaćka. A jednak nie wygląda to do końca "rodzinnie". Kuwety początkowo były dwie (dołożyłam bonusową jak przynieśliśmy małą) ale że obie robiły w łazienkowej, to i dałam spokój i zostałam przy jednej. Nami ma problemy z jedzeniem suchej karmy, je mało i wypada jej ciągle z pyszczka, więc częściej zaczęły się pojawiać saszetki lub mięsko, kocie mleczko, a ew. karma z dodatkiem wody. W efekcie Yuko też nie chce już jeść swojej dotąd ulubionej Puriny One, ani Whiskasa, ani Royal Canin, "zakopuje" miseczkę wytrwale i marudzi... Dodam że Yuko nie miauczy, jeśli kogoś słychać to Nami, i to niezbyt intensywnie, ciche mamy dziewczyny.

Yuko zmieniła się bardzo. Wydoroślała, bardzo rzadko udaje mi się zachęcić ją do zabawy ze mną czy z mężem, często przez ingerencję małej z resztą. Nie ma miejsca gdzie Yuko może być sama, mała wspina się już nawet na jej najbardziej niedostępne legowisko na szafie- fakt że Nami jest hiperaktywna, i nie snuje się za starszą, bo biega jak wariat i podgryza i atakuje co się da, w którą stronę się ją popchnie, tam znajdzie coś do zabawy, ale jednak nie ma od niej izolowanej przestrzeni. Nieczęsto udaje się złapać moment kiedy Yuko daje się miziać i mruczy, raczej zaraz schodzi z kolan/rąk/kanapy, dosłownie kilka razy udało się ją podopieszczać normalnie... A bardzo o to zabiegamy, nie faworyzujemy małej, choć ona po prostu bezpardonowo wchodzi na nas i nas liże i mruczy, staramy się ograniczać takie kontakty jak Yuko widzi, i ją obdzielać wtedy miłością, ale jednak.... Podobnie zepsuło się z jej przychodzeniem do mnie po dzwonku budzika - przychodzi, ale już nie wskakuje mrucząco-miziająco, tylko staje pod łóżkiem, bo na łóżko wskazuje za moment Nami... Yuko ciągle jakby się usuwała. Mieliśmy gości przez dwa dni (niedziela i poniedziałek), Nami szalała, łasiła się, a Yuko spała w przedpokoju albo drugim pokoju schowana, nie chciała być z nami, wyrywała się z rąk. Sprawia wrażenie osowiałej. Podejrzewaliśmy chorobę, ale wszystko w normie podobno..

A wczoraj rano na kołdrze zastaliśmy plamę. Przeczuwałam że to Yuko, ale miałam nadzieję że może to przypadek... Zamyte, zapsikane, sypialnia na czas nieobecności zamknięta (nie było nas długo wyjątkowo). Dziewczyny po naszym powrocie ucieszone wyraźnie, dostały przekupnie saszetki, wygłaskane, poganiały się i pobawiły. Nami zasnęła na poduszce męża, a Yuko pomruczała mi na kolanach, po czym przesunęła się i położyła koło Nami, ale ta zaczęła gryźć jej ogon, więc obie w pogoni wybiegły z sypialni. ok 4 Nami zaczęła łobuzować i polować na moje włosy na poduszce :?, więc nas rozbudziła, i Yuko wskoczyła na łóżko, mnie coś tknęło, wstałam, zapaliłam światło - a na łóżku i na ścianie sioo... w tym samym niemal miejscu co wczoraj. Zebrałam wszystko, poszewka do pralki, ściana wypucowana, kołdra zamyta (ale nie wiem co z nią zrobić, to owcza wełna, wsiąkło cholerstwo, chyba do pralni chemicznej dziś pójdzie) popsikane. A jak się szykowałam do pracy, Yuko załatwiała się przy mnie w kuwecie jak zawsze. Bez problemu. I łasiła się. Nadal smętna jakaś, ale do głaskania.

I gnębi mnie co może być przyczyną. Jedziemy dziś z Yuko do weterynarza, poradzić się. Obawiamy się czy to nie zaczyna się pierwsza ruja (ma 6 m-cy) - choć nie widzę sztandarowych objawów, tyle że chodzi od okna do okna i pod drzwiami przesiaduje/leży.. (nie jest wypuszczana i nie była odkąd ją przygarnęliśmy, jedyne momenty kiedy jest poza domem to wycieczki do rodziców albo do lekarza) Kastrować planujemy zgodnie z otrzymanym zaleceniem w 8 m-cu lub po pierwszej rui. A dziś jak zamknęłam drzwi i wyszłam do pracy, wydawało mi się że z mieszkania dochodzi kocie wycie.... Może to był wytwór zmęczonego umysłu, a musiałam biec więc nie czekałam, następnym razem wyjdę wcześniej i sprawdzę.

Żwirek dziś zmieniamy, na wypadek gdyby jej coś nie pasowało z kuwetą, Feliway jest drogi i nie zaopatrzyliśmy się jeszcze, te krople Bacha intrygują, ale nie wiem jakie do nich dobrać (Yuko jest osowiała ale nieco agresywna jednocześnie, a czasem wydaje się tchórzliwa wobec małej, ciężko to wypośrodkować).


Uff, pokręcony opis sytuacji, ale naprawdę potrzebuję porady - nie wiem już jak rozumieć domową sytuację, a szczęście futrzanej części rodziny jest dla nas naprawdę ważne...

Ilhaam

 
Posty: 2
Od: Śro paź 31, 2012 10:34
Lokalizacja: Białystok

Post » Śro paź 31, 2012 11:52 Re: Jak się dokocić i nie zwariować?

Witaj na forum. Ruja, owszem, to może być to. Objawy są czasem nieswoiste :wink:
Druga rzeczy, to foch - jak piszesz, 1,5 tygodnia to niewiele. Kotki nawiązały przyjazne stosunki ale jeszcze nie wypracowały wspólnej rutyny domowej. Mała szaleje, jak to kociak, starsza może się tym czuć zmęczona.
Dobrze byłby jednak stworzyć jej taki azyl, gdzie mogłaby być sama, z trudnym dostępem dla małej. Może gdzieś wysoko, gdzie trzeba wskoczyć? Jeden z moich rezydentów ucieka na pawlacz, jak ma dość. Druga sprawa, to może spróbować poświęcić kotce np. półgodziny co wieczór? Zamknąć się z nią, niech mała bawi Mąż a Ty starszą? Osobno karmić przysmakami?
U mnie z czasem taki foch mija i koty wracają do starych nawyków ale tez staram się dowartościowywać "stare" koty po dojściu nowego :wink:
No i szacun za uratowanie kici i dom dla małej :ok:

alix76

Avatar użytkownika
 
Posty: 23037
Od: Nie mar 22, 2009 7:37
Lokalizacja: Wa-wa

Post » Śro paź 31, 2012 12:28 Re: Jak się dokocić i nie zwariować?

Dzięki za odpowiedź tak szybko! :D

Zobaczymy co dziś powie weterynarz odnośnie rui, wolałabym żeby to jeszcze nie było to (boję się zabiegu póki w domu Yuko nie ma pełnego poczucia bezpieczeństwa i komfortu teraz..). Ale z drugiej strony, przyczyny moczenia łóżka poznać musimy, bo brak zapasu kołder odczuwamy już teraz... Nie chcemy rezygnować z otwartej sypialni nocą, a z kolei nie możemy sobie na kolejną plamę jutro pozwolić :?

Dziękuję za podpowiedź, postaram się wykombinować jakiś sposób na zapewnienie Yuko prywatności, jest co prawda szafa druga, ale jeszcze boi się na nią przeskoczyć. Może po prostu odsuniemy drapak od szafy, to małej będzie trudniej na nią wleźć... Spróbuję :)
I na pewno podzielimy się mizianiem kotów w tej sytuacji, przedwczoraj udało mi się pobawić trochę z Yuko jak Nami była w sypialni i była to miła odmiana bo w końcu ciut się ożywiła.

Nie wiem jeszcze co zrobić z tym karmieniem, zbankrutujemy na saszetki, a gotować dla kotów oddzielnie nie nadążę.. z kolei nie chcę zbyt brutalnie przymuszać do suchego i nie dawać wyboru (mała pochlipuje jak tylko suche ma w misce, szantażystka...) no i Yuko ostentacyjnie nie chce jeść teraz chrupek.
Mam nadzieję że się uspokoją...

i oby nasza radosna Yuko wróciła, tęsknimy za nią :1luvu: a małej nie da się nie kochać, całuśnika, chociaż posłuszna to ona nie jest ;)

Ilhaam

 
Posty: 2
Od: Śro paź 31, 2012 10:34
Lokalizacja: Białystok

Post » Śro paź 31, 2012 14:45 Re: Jak się dokocić i nie zwariować?

ewexoxo pisze:Jak tak dalej będziesz się chwalić to zaczniemy do ciebie wysyłać koty najpierw na dokoceniową socjalizacę i naukę dobrych manier :mrgreen:


Moze byc, ale to bardziej zasluga moich kocurow, a nie moja. Jakby ich przedstawic jako ludzi, to byliliby dwojka "spalonych" rastafarian albo hipisow.
Ciastusiu i Haskellku [*]

Discordia

Avatar użytkownika
 
Posty: 11524
Od: Nie sie 12, 2007 12:34
Lokalizacja: Wabern/Szwajcaria

Post » Śro paź 31, 2012 15:44 Re: Jak się dokocić i nie zwariować?

Discordia pisze:
ewexoxo pisze:Jak tak dalej będziesz się chwalić to zaczniemy do ciebie wysyłać koty najpierw na dokoceniową socjalizacę i naukę dobrych manier :mrgreen:


Moze byc, ale to bardziej zasluga moich kocurow, a nie moja. Jakby ich przedstawic jako ludzi, to byliliby dwojka "spalonych" rastafarian albo hipisow.

:ryk:
Obrazek Obrazek

ewexoxo

 
Posty: 4108
Od: Nie wrz 12, 2010 10:38

Post » Czw lis 08, 2012 23:13 Re: Jak się dokocić i nie zwariować?

Ilhaam, u mnie było podobnie. Do starszej kotki i kotki młodziutkiej (10 m-cy) dołączyła malutka (2 m-ce). Pumka, czyli młodzież też siknęla parę razy na pościel, co wiązałam ze stresem z powodu zbyt intensywnych ataków zabawowych malutkiej. Miałam też podejrzenia, że to sikanie może być spowodowane dojrzewaniem, bo odbywało się w okolicach rui (miała tylko dwie). Zanim zorganizowałam sterylkę poradziłam sobie w następujący sposób. Przetrzymałam przez dwa dni osikaną kołdrę (czego się nie robi dla kota :D ) i ponieważ nie zamykałam sypialni kiedy nie było mnie w domu, posypałam kołdrę suchym pokarmem. Bo i tak miała być wyprana, więc co mi tam :)
Okazało się, że to wystarczająco zastopowało sikanie. Potem też na czystą kołdrę posypywałam profilaktycznie suchy pokarm i chociaż rano czułam sie jak księżniczka na ziarnku "suchego pokarmu" grunt, że zadziałało. Pumcia nie siknęła więcej ani razu.
Sterylka mojej kici odbyła się niedawno, oczywiście nie bez powikłań (mój pech) ale teraz Pumka jest już innym kotkiem. Jest weselsza, chociaż myslałam, że obrazi się na mnie śmiertelnie za te wszystkie przemywania rany. Wcześniej, zanim ją wysterylizowałam też miałam wrażenie, że dorasta, zmienia sie psychicznie, jest jakby poważniejsza, smutniejsza itd. A teraz widzę, że kicia jest wreszcie sobą, jest bardziej wyluzowana i sama "napada" na mniejszą kotkę, żeby się pobawić. Widać nie dręczą ją juz niepokoje egzystencjonalne :wink:
Jeśli Yuko lizała malutką, to znaczy, że nie tylko ją zaakceptowała ale nawet polubiła. Walki pozorowane to codzienność wśród kociej młodzieży. Myślę, że po sterylizacji Yuko się uspokoi tak jak moja Pumka, która o dziwo po zabiegu jest dużo bardziej otwarta na mnie. Chyba bardziej mi ufa i częściej przychodzi na głaskanie, niż wcześniej. Właśnie przed chwilą odbyła się sesja głaskania :D
Oby tak było też w Twoim przypadku.

Misiowa

 
Posty: 168
Od: Wto maja 25, 2010 17:27

Post » Wto lis 13, 2012 0:46 Re: Jak się dokocić i nie zwariować?

Zaznaczę , bo mi wątek ginie zanim przeczytam :1luvu:

barbarados

Avatar użytkownika
 
Posty: 31121
Od: Sob lip 21, 2012 18:01

Post » Pon sty 07, 2013 8:15 Re: Jak się dokocić i nie zwariować?

Zaznaczę, bo wątek bardzo przydatny :D
"Aby mieć właściwe spojrzenie na własną pozycję w życiu,człowiek powinien posiadać psa, który będzie go uwielbiał,i kota, który będzie go ignorował"/ D. Bruce
Obrazek
Szarusia [*]; Roki [*]; Kiciucha [*]; Santa [*]2011; Tinka [*]2013; Timorka [*]2013; Azira [*]2015; Cynamon [*] 2019; Fituś [*] 2020; Tola [*] 09.2020; Tosia[*] 04.2021; Tysia [*] 12.2021; Dziunia [*] 02.2024.

Kotina

Avatar użytkownika
 
Posty: 9523
Od: Czw sty 26, 2012 15:52
Lokalizacja: Warszawa

Post » Nie paź 20, 2013 19:52 Re: Jak się dokocić i nie zwariować?

Sezon adopcyjny w pełni, czas odświeżyć watek :) Kilka sytuacji z ostatnich miesięcy, może komuś coś nasuną?
1. Nieudane dokocenie dorosłego do dorosłego kota ... nie poradziła sobie opiekunka. Kopty się ogarnęły, całkiem nawet zadowolone z towarzystwa. Opiekunka nie dała rady z większa ilością futra, kocich ganianek, może z czymś jeszcze. Kot wrócił, poszedł na dokocenie i hula :ok:
2. Adopcja na dokocenie Bezczelnej Smarkuli - bezczelna spędziła 2 dni pod łóżkiem, łącznie z siusianiem. W domu lekka panika, ale opanowana, po 3 dniach kot już zwiedzał.
3. Zdystansowany w DT rudzielec w DS robi draki z powodu braki uwagi Pana :lol:
4. Grand Prix dokoceń - adopcja mojej Wioli, bardzo trudny początek, kot pod wanna, sika pod siebie, tragedia. W niecałe 2 tygodnie kotka wyleguje się na widoku, zwiedza, pozwala głaskać.
Wnioski - nie przewidzi się wszystkiego. Zachowanie kota w DT może nie być miarodajne wobec DS :wink:

alix76

Avatar użytkownika
 
Posty: 23037
Od: Nie mar 22, 2009 7:37
Lokalizacja: Wa-wa

Post » Wto paź 22, 2013 6:46 Re: Jak się dokocić i nie zwariować?

Pozwolę sobie włączyć się do dyskusji, bo mam nadzieję, że pomożecie mi, drodzy forumowicze z moim problemem. Otóż, w niedzielę ktoś podrzucił nam do klatki schodowej małego kotka. Po wczorajszej wizycie u weterynarza okazało się, że jest to kicia 8 tygodniowa. Nawet bym się nie zastanawiała, czy zatrzymać ją u siebie, gdyby nie mój blisko 8-letni kastracik Dymek. Dymek jest kotem wychodzącym i wydawało by się niezwykle spokojnym, niestety w obecności kici zmienia się nie do poznania. Fukanie, prychanie, syczenie i ogólna dezaprobata...najgorsze, że Dymcio jest wyraźnie na nas obrażony.Unika pieszczot i niechętnie wraca do domu...z ponurą rezygnacją przygląda się małej, gdy ta pałaszuje miskę z karmą przeznaczoną dla niego...boję się, że otaczając opieką młodszą kicię stracę Dymka. Proszę o porady dotyczące dokacania. Chciałabym, aby ten proces przebiegł możliwie bezstresowo :roll:

Z góry dziękuję za wszystkie odpowiedzi

Pozdrawiam :)

Rywka

 
Posty: 4
Od: Pon paź 21, 2013 5:54

Post » Wto paź 22, 2013 9:16 Re: Jak się dokocić i nie zwariować?

Z kotami wychodzacymi moze byc roznie. Albo dymek sobie od was pojdzie, albo mala przegoni. Moja ciotka miala koty wychodzace, dokocila sie kocieciem, rezydent go nie zaakceptowal, i w koncu go przegonil
Ciastusiu i Haskellku [*]

Discordia

Avatar użytkownika
 
Posty: 11524
Od: Nie sie 12, 2007 12:34
Lokalizacja: Wabern/Szwajcaria


Post » Wto paź 22, 2013 9:51 Re: Jak się dokocić i nie zwariować?

Discordia pisze:Z kotami wychodzacymi moze byc roznie. Albo dymek sobie od was pojdzie, albo mala przegoni. Moja ciotka miala koty wychodzace, dokocila sie kocieciem, rezydent go nie zaakceptowal, i w koncu go przegonil



Mam nadzieję, że żadna z tych opcji się nie ziści...wolałabym, żeby znaleźli wspólny język.

Rywka

 
Posty: 4
Od: Pon paź 21, 2013 5:54

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], Google Adsense [Bot], kasiek1510, LimLim i 57 gości