I Relacja. "Spotkanie"
Sprawa była właściwie prosta. Pojechać, odszukać właściwego kota, wrócić. To nie wyprawa na Moskwę. Auto pewne, sprawdzone, drogę do Poznania znam aż za dobrze. Się zrobi.
Miałem zaszczyt poznać osobiście Avian, Jej Rodzinę i Jej koty - jest urocza. Koty też.
I cóż, przyszła pora podpisać się, zapakować kocurro i odjechać.
Pożegnania zawsze są trudne. Francuzi mówią: "rozstawać się, to tak jakby po trosze umierać".
Zatem żegnać się trzeba szybko.
Ale jestem pewien, że do Avian już nadbiegają następne koty. One wiedzą - zwolniło się miejsce na fotelu...
A Maru cały czas jest, tyle, że gdzie indziej.
II Relacja. "Podróż"
Podróż to jeszcze nieźle poszła. (Choć ponad 200 km przejechane w pędzącym aucie to zawsze dla kota stres)
Lamentował strasznie na tylnym siedzeniu. Po 1/4 drogi złamałem się - przesadziłem go obok siebie - na przód. Trochę lepiej znosił, ale jechać jeszcze trzeba było. No to jechaliśmy. Pampersik na poduszce, w transporterze, szeleszczeniem denerwował go tak, że wydrapał go całego na bok. Nawet poduszkę wydrapał. Wtulił się w kąt wiklinki osłonięty posłaniem i zasnął.
Dojechaliśmy. Bo Villen dojeżdża tam, gdzie trzeba.
III. Relacja. "Dom"
Zasada: najpierw do domu z auta wnosimy to, co jest najcenniejsze. Potem, to co my uważamy za wartościowe, potem resztę - czapki, futra, narty wodne itp.
Najpierw Maru. Jeszcze w koszu. Zamknięty. Do domu: do ciepła, do beztrzęsienia, do bezsmrodu samochodu.
No to noszę to wszystko... Chłopaki popatrzyli bez emocji na Maru w koszu i Odik poszedł coś zjeść (pełny ignor Odika wart jest oddzielnego opisania) a Albert wykazał niewielkie zainteresowanie - czyli podszedł do kosza i popatrzył zdziwiony... I też poszedł poleżeć na parapet, czy gdzieś...
Otwarłem kosz.
Maru nieśpiesznie się wynurzył... I wolnym, dostojnym krokiem udał się pod podwozie wersalki. Po czym wlazł tam. Do środka. Na dwie godziny. Nie można było tak tego zostawić. Częściowy demontaż mebla pozwolił odnaleźć Bardzo Wystraszonego Pana Kota.
Udostępniłem Mu wobec tego oddzielny pokój. Ma kuwetkę, (skorzystał) miseczki, (nie skorzystał) i mnóstwo bezpiecznych schowków, gdzie może odreagować stres.
To nie Rezydenci mieli być groźni. Sądzę, że największym stresem była podróż.
Byłem u niego kika razy, lepiej wygląda ale fuka na mnie.
To ja go wiozłem.
Przejdzie mu, prawda? Ja śpię w tym pokoju...

Na razie jedyne zdjęcie w domu. Z Rezydentami się prawie nie widział.