Hej wszystkim!
Jestem tutaj nowa, założyłam konto, żeby podzielić się z Wami historią moją i mojego kota. Dotyczy to włosów anielskich. Zaczynam: mój kot, Sezam jest ślicznym, rudym kocurkiem, ma rok. Jest moim oczkiem w głowie i zawsze myślałam, że jest w moim domu bezpieczny. Niestety, do czasu. Sprawa jest świeża: pierwsze podejrzane zachowanie zauważyłam dokładnie drugiego dnia świąt, wtedy po raz pierwszy Sezam zwymiotował. Po wszystkim brykał jak dawniej, potem poszedł spać. Myślałam po prostu, że zwyczajnie się przejadł. Następnego dnia rano zauważyłam, że na dywanie jest mnóstwo śladów po wymiocinach, a mój kot leży zwinięty w kłębek, nie chce jeść i jest osowiały. Przez cały dzień łącznie zwymiotował 9 razy - najpierw były to kłaczki, potem żółć i złączone ze sobą dwa włosy anielskie. Tego dnia nie odwiedził kuwety ani razu. To dało mi do myślenia. Od razu zapakowałam kota w transporter i pojechaliśmy do naszej Pani Weterynarz. Powiedziała, że brzuszek jest miękki, nie widzi powodów do niepokoju. Sezam dostał dwa zastrzyki - jeden przeciwzapalny, a drugi przeciwwymiotny. Pani Doktor zapewniła nas, że już wszystko będzie ok, a następnego dnia rano na pewno mój kotek zje śniadanie z apetytem. Zdziwiłam się bardzo, bo od razu po powrocie Sezam wyszedł na dywan i znów zaczął wymiotować. Kolejnego dnia, tj. 28 grudnia z moim kotem było jeszcze gorzej, nie chciał pić, jeść,nie korzystał z kuwety, zmieniał tylko miejsce do leżenia. Widać było, że jest coraz słabszy i bardzo źle się czuje. Pojechaliśmy raz jeszcze do naszej Pani Weterynarz. Powiedziała, że jest duże prawdopodobieństwo połknięcia ciała obcego i może być to włos anielski (miałyśmy taki trop, bo wcześniej kawałek zwrócił). Kazała nam koniecznie pojechać do kliniki na rtg z kontrastem na następny dzień. Przez całą noc nie spałam, pilnowałam kota i dawałam mu pić przez strzykawkę. A on cały czas słabł - na zmianę wymiotował żółcią albo śliną z domieszką krwi. 29 grudnia w sobotę z samego rana zjawiliśmy się w klinice weterynaryjnej. Zostało zrobione rtg z kontrastem i diagnoza, że jest coś w kocie, trzeba działać szybko, bo jest już kiepsko. Po konsultacji z chirurgiem kotek został otwarty, był operowany 4 godziny. Przy odbiorze zwierzaka Pani Doktor pokazała mi zwiniętą kulę włosów anielskich wielkości pięści! Mimo,że Sezam się wybudził, nie dostałam zbyt pozytywnych wiadomości - doszło do perforacji jelit, żołądek został bardzo podrażniony - rokowania były bardzo słabe, jelita mogły się nie zagoić i wtedy w ciągu 2-3 dni następuje zgon. Dostaliśmy antybiotyk, zastrzyki przeciwbólowe i przeciwzapalne, dodatkowo kroplówki dwa razy dziennie. Sezam dzielnie chodził w kołnierzu, musieliśmy uważać na szwy. (Cięcie było dość spore, miał 10 szwów) Przez tydzień jeździliśmy na wizyty kontrolne.Po 3 dniach od operacji mogłam podawać kisielek z siemienia lnianego, a potem powoli powoli normalne, mokre jedzenie - w naszym przypadku był to gotowany kurczak z sosem. Jaka była moja radość gdy właśnie 2 stycznia w kuwecie pojawiła się kupka.
To był jasny znak, że jelita zaczęły prawidłowo pracować! 8 stycznia pojechaliśmy na zdjęcie szwów i dostaliśmy super wiadomość, że kotek jest zdrowy. Teraz trzeba tylko czekać, aż sierść na brzuszku odrośnie i nie będzie śladu po operacji.
Chcę uczulić wszystkich właścicieli kotów na włosy anielskie - musimy z nich zrezygnować, bo jest to śmiertelne zagrożenie dla naszych pupili. A jeśli już zdarzy się połknięcie czegoś takiego, obserwujcie uważnie zachowanie i nawyki Waszego kota! Jeśli nawet najmniejsza rzecz wyda Wam się podejrzana - jedźcie od razu do Weterynarza. Mi chirurg po operacji powiedział, że gdybym zaczekała jeszcze jeden dzień, nie byłoby szans dla mojego Sezama. Gdzie od pierwszych niepokojących objawów minęło raptem 3 dni.
Ale żeby nie było - opisuję naszą historię też w pozytywnym celu. Żeby pokazać, że nie wszystkie historie z włosem anielskim kończą się śmiercią. Mój kot przez ostatnie dwa tygodnie przeszedł dużo, ale najważniejsze osiągnęliśmy - ŻYJE.
PS. Dzięki Forum Miau poznałam wiele historii różnych kocurków, ten wątek przeczytałam wzdłuż i wszerz. Dzięki opisanym przez Was sytuacjom na pewno będę mądrzejszym i bardziej rozważnym właścicielem.
Pozdrawiam razem z Sezamem!