U nas był generalnie podział naszych kotów tzn. tych, które od początku miały być rezydentami czyli Czikitka, Felix, Tosia i Rudi. Czika była taka moja księżniczka i Rudi jest mój, Tosia była wspólna, a Felix głównie TZ-ta. I z tych 4 kotów 3 już nas zostawiły. Nie wiem dlaczego dzielę na nasze i pozostałe, ale to chyba dlatego, że one w sumie były pierwsze, jak zaczynaliśmy nasze życie z kotami. Jeśli chodzi o Czikitkę to ona była schrowana i cały czas liczyliśmy się z jej śmiercią, ale Tosia i Felix to był szok. Tosia miała tylko 2 latka i chorowała w swoim życiu pierwszy i ostatni raz - tylko 10 dni i już jej nie było, a Felix na wiosnę skończyłby 6 lat - jego choroba to 3 tygodnie i go nie ma
Georg-inia mój TŻ, tak i jak Twój, bardzo, bardzo mocno to przeżył. Oni byli bardzo ze sobą związani i nie może się z tym pogodzić, że właściwie jego "zdrowy", wypasiony, charakterny kotek odszedł

Powiedział wczoraj, że on już nie ma swojego kota i nie będzie nigdy więcej, bo Felcio był jeden i niepowtarzalny.
Ta jego choroba tak przebiegała, że właściwe żadne leki nie miały czasu (o ile to było możliwe) zadziałać. Niby zdawaliśmy sobie sprawę, że białaczka nie pomoże mu w dochodzeniu do siebie, ale zupełnie nie spodziewaliśmy się, że tak szybko go choroba pokona
Nasze stado dzisiaj cichutki, prawie ich nie wiadać i nie słychać, ale przecież odszedł ich Przywódca i na pewno to czują.

Od nowa będą musieli hierarchię ustalić.