Mam chwilowo serdecznie dość kotów. I wszelkich kolejnych kocich tragedii. Jestem wykończona chorobą swojej białaczkowej kotki,od 2m-cy nie robię niczego innego prócz biegania po lecznicach,wyszukiwania info w necie o wszelakich chorobach białaczkopochodnych, wszystkie pieniądze poszły na leczenie, nawet debet się kończy... Pomyślałam,że jak kota widziano tyle dni temu, to pewnie już nie żyje,wczołgał się do czyjejś piwnicy i teraz odnajdą go jak zacznie się rozkładać
Zaraz potem przyszły inne myśli: a może ktoś inny się nim zajął? Na pewno znalazła się jakaś dobra dusza.W końcu to taki wielki blok! Nigdzie nie idę. Muszę odpocząć,nie daję rady,potrzebuję snu (wstaję kilka razy w nocy do kotki,podaję leki,zastrzyki,nasłuchuję,zrywam się jak tylko ona się ruszy),a rano do pracy.
Położyłam się. Ale gonitwa myśli mało mnie nie zabiła. Po 10 minutach biegłam już z transporterem,latarką i papierosem w ręku do tej cholernej piwnicy.
Przeszukałam całą,nigdzie śladu. Bryznęły mi po nogach inne koty. Zaglądałam do każdego boksu przez każde drzwi, jak złodziej. Kićkałam. Może się odezwie? Nic. Cisza.Zrezygnowana miałam wychodzić, tylko jeszcze zobaczę ostatnie miejsce,ostatni błysk latarki i... JEST!
Rudy,przerażony,dość młody kot siedział na wycieraczce w jednym z zaułków. Tylna łapa odstawała bezwładnie. Gdy próbowałam się zbliżyć zaczął uciekać. Mimo niedowładu tyłu. Zatrzymałam się. Nie dam rady go złapać.Nie mam sprzętu, podbieraka. Mam jedynie polara,którego mogę próbować zarzucić na kota,ale co jeśli zwieje? Jak wlezie do czyjegoś boksu,za Chiny go nie wyciągnę. A piwnica zaniedbana,jak znajdę właścicieli? Kiedy? Nie ma czasu!Boże! Jak stąd odejdę,kot śmignie.Pomocy!
I pomoc nadjechała. Niemalże na sygnale, w ekspresowym tempie.Zdążyłam zapalić 2 papierosy,a kot zrobić dwie sraczki.
Delfinka
Anioł nie człowiek. Nigdy mnie nie zawiodła. Zawsze powtarza,że wszystkie koty "nasze są". Aż wstyd,ze ciągle zawracam Jej głowę jak sytuacja jest awaryjna (i nie tylko
I przepraszam Oczywiście pełen profesjonalizm. Sprzęt,umiejętności,doświadczenie,znajomość kociej psychiki,podejście. Jeden ruch i kot nakryty podbierakiem,zaraz potem do kontenera i do kliniki. Na sygnale.
Kocurek ma ok.1,5r. Jest wykastrowany. Waży tylko 2,8kg
Powłóczy zwłaszcza prawą tylną łapką, ale chyba ma czucie (szczypany przez weta miałknął). W plecach miał COŚ wbite. Jak to wydłubała wetka wyglądało na ząb,pazur,albo odłamek kości. Po wyciągnięciu została dziura. Nogi mi się ugięły
Wetka twierdzi,że to nie odłamek kości- ja nie jestem przekonana. Dostał antybiotyk,przeciwbólowo Metacam,kroplówkę z glukozą.Kocio został w klinice. Był przerażony.
Dziś dzwoniłam. Biegunka nadal się utrzymuje. Kocurek nic nie je
Złamania miednicy nie leczy się operacyjnie. Kocurek będzie musiał ok.6tyg. być w klatce, żeby nie obciążać tyłu chodzeniem,skakaniem. Trzeba czekać,aż samo się zrośnie. Nie będzie już pełnosprawny,ale będzie chodził. Po swojemu. Jak to będzie ostatecznie wyglądało czas pokaże. Ale on i teraz chodzi,mimo bólu i tak poważnego złamania,próbuje nawet uciekać przed kroplówą Nie wiem co z nim będzie dalej? Czy zacznie jeść? I CO Z NIM DALEJ ZROBIĆ? W klinice może zostać jeszcze kilka dni.TYLKO. Nie wiem kto za to zapłaci? Gmina pewnie nie będzie chciała,nie znajdzie pieniędzy itd. Ja naprawdę nie mam już kasy. Co robić? Gdzie go umieścić? Do siebie nie wezmę,bo ZABIJĘ SWOJĄ KOTKĘ, KTÓRA MA ZEROWĄ ODPORNOŚĆ (1,3 leukocyty, norma 6-10!!!) + mam niewyadoptowane 2 tymczasy i psa na 30m. Delfinka ma zawirusowane kocięta,jeszcze nie szczepione+problemy pęcherzowe u tymczasów -póki co nie ma absolutnie mowy o kolejnym kocie.
Proszę pomóżcie. POTRZEBNY PILNY DT/DS. Inaczej będę musiała go zawieźć na Paluch
i pęknie mi serce. A czy go tam nie uśpią?Zdjęcia wkrótce.















. . . . .


