Dam Ci Balbinkę, ona tuli się do kotów, a mnie wisi na szyi, np teraz, jak siedzę przy kompie. Normalnie łapkami obejmuje szyję i się tuli. I posikuje sobie.
Wczoraj wieczorem w łóżku leży Amorek. Przysiadłam się, leży dalej. Żadnej paniki, żadnej ucieczki. Głaskam. Leży, mruczy. Chora czy co? Dała się wygłaskać, wycałować, wziąć na ręce... Mruczała przy tym jak traktor, a miękka jest taka, rozkoszna... No i właściwie nie było żadnego uciekania, żadnych głupich min... Nie ta Amora.
Koty wymiziane. Choć pewnie i tak im mało. Jak wróciłam z pracy, Puchatek dostał takiego świrka z radości, biegał, skakał, tak się okropnie cieszył, że szok. Rzadko tak robi, ale dziś to było piękne. Balbinka chce się nosić i uwielbia wtedy sikać na mnie.
Dziś znowu tak pięknie jesiennie... Koleżanka przyniosła mi worek pigw i teraz piję herbatę za herbatą z pigwą wkrojoną świeżą, a cała kuchnia pięknie pachnie... Trzeba się umieć cieszyć drobnostkami, to ważne.