Tzn po rozmowie z panią wiem, ze jak na Rudą Łapę i adopcję w ogóle jest naprawdę całkiem nieźle, ale pani "jeszcze nigdy w zyciu nie widziała tak zestresowanego kota". Bo Łapka się przemieszcza na ugiętych łapach i trąc brzuszkiem po podłodze, ale ssię nie chowa tylko zasiada. W łazience, gdzieś się skryje w pokoju, w trakcie naszej rozmowy po raz pierwszy lezała wyciągnięta w przedpokoju i patrzyła na panią. Pani - mimo mojego gadania - robi po swojemu, czyli pdochodzi do niej, probuje ją zainteresowac zabawkami itp. zamiast jej po prostu dac święty spokój. Łapa nawet załatwiła się do krytej kuwety, czego nigdy w życiu wcześniej nie znała. Ale nie je. Ale może to rodzinne, poza tym tłuamczyłam pani ze Kubuś 6 dni nie jadł itp.
Znow tłumaczyłam. Mowiłam, ze u mnie w ogole pierwsze miesiące ja na nią uwagi specjalnej nie zwracałam, bo musiałam się zajmowac jej dziecmi, tylko gadałam do niej. A ona miała czasna swoje obserwacje i ułozenie sobie wszystkiego w łebku , na poznanie że cążlowiek to nie jest samo zło itp.
Tłumaczyłam i tłumaczyłam. Rozmowa zakończyła się słowami: "spokojnie, zobaczymy jakie będą dalej postępy", czyli jeśli Ruda łapa wroci z adopcji to tylko i wyłącznie dlatego, ze robi postępy wolniej niż oczekuje pani....
smutne właściwie to wszystko...
I 4 dzień nie ma Kumpla.....
