Idzie jesień, z dnia na dzień, z nocy na noc- coraz chłodniej.
W ogrodzie spadają tony jabłek, kopiemy wielki dół i tam wrzucamy tak zwane spady. Dużo tego.
Wrzucanie jabłek do dołu to ulubiona zabawa Micia i Cosi. I turlanie owoców. Albo tak schować pod siebie łapką!
Jeszcze rano biegniemy do ogrodu, bo tam słońce. Ale jakoś zimno. Stop w drzwiach i chwila zastanowienia. A może jednak nie?
Łapki mokre. Rosa.
Położyć się w trawach rano, to chyba coś nie tak.
No dobrze, pochodzimy, zwiedzimy zakamarki, machniemy łapą na ostatniego motyla. A na marcinkach piękne bąki, może uda się złapać?
I dlaczego nie ma już ani jednej żaby? Tylko te pajęczyny wszędzie...
Ale jest, jest plama słońca!
To bęc!

To Mić. Uwielbia takie właśnie pozy, i wiecie co? On się wtedy zawsze uśmiecha
Micio sobie życzy, żeby kliknąć i powiększyć
Bezpieczny, wypieszczony, spokojny. I najedzony
Ma dom. Ma miłość, trzy zakochane w nim dziewczyny, ręce do głaskania, łóżko, oczywiście moje, do spania.
Kiedyś był bezdomnym, chudym, przestraszonym młodym kocurkiem, który dwa lata spędził na ulicach. W zimie marzł, chorował,
bywał głodny.
Trafił do mnie. Dobrze trafił. Miał wielkie szczęście.
Był kiedyś jak Niteczka.
Wkleiłam jej banerek do podpisu, proszę, zajrzyjcie.
Może i tej biednej kici z Krakowa ktoś otworzy drzwi do dobrego domu.....