Hipciu, sąsiadka przeważnie w moim kierunku wzywa policję, aczkolwiek ja bym wolała Baltazara, zdecydowanie sympatyczniejsza ekipa
Ona jeszcze nie zauważyła plagi, dzisiaj poleci więcej, bo mamy burzę, deszcz, leje, wieczorem będzie mnóstwo żab trawnych
Żabki wychodzą na polowanie wieczorem, ale Cosia też
Cośka jest uparta i charakterna. Będzie szukać do upadłego, ona idzie w zaparte i nie odpuszcza.
Potem niesie tę żabę krokiem łowcy, takim bardzo ważnym truchtem, ogon w dół, ale lekko zawinięty, tup, tup, tup i kładzie przed Miciem.
Żaba- mówi do Micia.-Dla ciebie.
Mić robi jeszcze bardziej okrągłe oczy, siedzi patrzy jak matoł.
-No, zobacz, ona skacze! I bęc łapką żabę. Żaba skacze. Hop. Czasem dwa razy hop.
Mić baranieje i delikatnie wyciąga łapkę, ale bez pazurów, żeby dotknąć żabę. Tak powoli.
Cosia obserwuje akcję, ale się denerwuje, bo to nie tak. Bęc żabę skutecznie. -O, tak to się robi!
-Widziałeś? To powtórz!
Mić obchodzi żabę w kółko, patrzy raz na Cosię, raz na żabę. Przemyślał i powoli znowu wyciąga łapkę.
No głupi jesteś, ale i tak cię kocham. Popatrz! I skutecznie bęc!bęc!bęc!
Żaba skacze bardziej.
Wkraczam do akcji, zabieram żabkę i siup do sąsiadki.
Cosia idzie szukać następnej, Mić obiecuje poprawę i idzie w trawy za Cosią.
Koniec aktu pierwszego.
Kurtyna.
Akt drugi (po przerwie) rozpoczyna się u sąsiadki w ogrodzie.
Sąsiad w kaloszach wychodzi grabić cokolwiek, bo jak nie grabi, to jest dzień do kitu.
PS. Wojtku, książę niczego sobie, temat całowania żaby popołudniem, muszę poczytać
