Ja na razie mam potężną migrenę i doła.
Też, wbrew pozorom, nie chucham na małą i nie dmucham. Ona grzebie w piasku, w błocie, pełza w trawie, je jabłka spod drzewa i porzeczki z krzaka, ma kontakt ze zwierzętami, w tym gospodarskimi, z psami, kotami różnymi i jest ok.
Tylko, że teraz mam świadomość, że maksymalnie zwiększyłam ryzyko zakażenia się przez Nią tym świństwem, bo co innego, kiedy można to przynieść z piaskownicy, a co innego, kiedy podaje się to dziecku na talerzu, niemalże dosłownie

.
To mnie przeraża, jakoś tak, po podaniu tego Stronholda, się uspokoiłam, pozwalałam kociakowi wszędzie chodzić i zostawiać te kleksy kupy - jak skończona idiotka jakaś. Oczywiście, że sprzątałam, ale wiadomo, że nie zawsze od razu...
Te dzisiejsze dorodne glizdy w kuwecie mnie rozwaliły na maksa.
No nic, już nie marudzę, wiem na czym stoję, znam możliwe scenariusze. Jutro idziemy do pediatry poprosimy o skierowanie na badanie krwi i będziemy myśleć ewentualnie co dalej.