
Najpierw Alien dekadencko upstrzył ścianę resztką smolistej substancji, będącej ubocznym produktem spalania olejków eterycznych (tak tak, towarzystwo "opiumowe" kontynuuje swoją działalność


Nie minęło wiele czasu, gdy Kit podjął rzuconą mu śmiało rękawicę, udowadniając ponad wszelką wątpliwość, że Alien jest chłystek, któren w dziedzinie szkodnictwa stosowanego może mu co najwyżej pazury wypolerować...

Numer był, prawda, ograny, jednakowoż efekty przyniósł spektakularne.
Po krótkiej fazie przygotowań, na które złożyło się niezdecydowane kręcenie wokół własnej osi i wyraz pyszczka uprzejmy, choć nieco zaalterowany, Kit rymnął ciężko rozłożystym tyłkiem wprost do kubka z kawą


Potwierdziło się wówczas, że sędziwy Einstein nie mylił się dowodząc, że wszystko jest względne. To co dla piszącej te słowa jest życiodajnym nektarem, dla rzeczonej klawiatury okazało się być tym, czym cykuta dla Sokratesa. Nieodwołalnie i bez możliwości regeneracji

(Gwoli sprawiedliwości przyznać wypada, że czas był już staruszce udać się do krainy wiecznego złomowania, bo liter niewiele już na niej zostało... Nowa ma wszystko co należy, choć jakby element niespodzianki przy pisaniu mniejszy

Ali, sromotnie pokonany przez swego mentora, powrócił do form naśladowczych, zaledwie parę godzin później z impetem wpadając TŻtowi w dłoń uzbrojoną w pełną szklanicę. TŻ doprowadzony do ostateczności pogonił bezczelnego szczyla, z sadystycznym zacięciem mamrocząc coś o wyrywaniu chudych nóżek z tyłka


A przy okazji... mówiłam kiedyś, że Alien to pierdoła? Taaaak? I motywowałam to tym, że bez pomocy nigdzie sam nie wskoczy?
No to staropolskim obyczajem – „hau, hauuuuuu” – odszczekuję

Proszę nie gratulować. Szczęściem z powodu tych nieoczekiwanie objawionych zdolności nie płonę. Kot przypodłogowy całkiem mi odpowiadał...
