WARTO DODAĆ MAŁE SPROSTOWANIE:
"Od września 2011 r wydałam do nowych domów ponad 20 kotów"

"-
kotów do nowych domów poszło ponad 30 szt od września 2011, ponieważ uczestniczyłam w akcjach zgłoszonych z zewnątrz: koty pani Alicji, Koty z zakładu pracy- do 24 grudnia poszły do nowych domków
i mega ważna informacja:
PRAGNĘ Z CAŁEGO SERCA PODZIĘKOWAĆ ZA PRZYJAŹŃ I ZAUFANIE JAKIM OBDAROWAŁA MNIE PANI ANNA Z.- TO JEJ IMIENIEM NAZWĘ DUŻĄ KOCIARNIĘ, BO TO ONA POMOGŁA MI M.IN. FINANSOWO ZREALIZOWAĆ TEN OGROMNY PROJEKT. BEZ JEJ WSPARCIA I DOFINANSOWANIA NIE BYŁO BY DZIŚ NIC
POMOGŁYŚMY SOBIE WZAJEMNIE- LOS SPLÓTŁ NASZE DROGI ŻYCIOWE, DZIĘKI CZEMU NIE TYLKO KOTY PANI ANI, ALE TEŻ INNE KOTY W POTRZEBIE ZNAJDĄ U MNIE ZACISZNY KĄT 
gdyby nie ten projekt dużej kociarni- dziś bym nie miała żadnych kotów bezdomnych/potrzebujących w hotelu. nie było możliwości kontynuowania pracy zawodowej w hotelu na tak małej powierzchni i hotelowania kotów bezdomnych- których ilość znacznie przewyższała koty gości. nie sypiałam po nocach, bojąc się wystąpienia chorób u kotów klientów. teraz mogę się realizować na 2 poziomach: praca i pasja

bardzo bym chciała dożyć takiego dnia- kiedy gdy tel. zadzwoni i usłyszę że kot jest w potrzebie, powiem: "proszę natychmiast przyjechać- przyjmę go". niestety realia są kiepściutkie, i te pieniążki które mi przekazują na danego kota osoby powierzające mi go, zazwyczaj okazuja sie kropą w morzu, bo zawsze albo wyjdzie jakiś paskudny grzybol, albo kk, albo jak w przypadku koniczynki raczysko.....

powierzona suma na danego kota zazwyczaj okazuje się połową zaciągniętego długu u weta. koty zwożone przez dziewczyny, które płacą stałe składki (ja też płace ku sprawiedliwości)- są "tymczasowane" i bez dofinansowania, więc na głowie muszę stawać żeby zdobyć kolejną stówkę na karmę. a za adopcje ludziska nie wrzucają do puchy, bo każdy jakoś dziwnie sobie interpretuje ustawę o nie sprzedawaniu zwierząt

poza tym nie ukrywam, że marzę aby nadszedł ten dzień kiedy zarobię pierwszą pensję dla mojej niani, która przychodzi do dzieci po to żebym mogła zajmować się odpowiednio i na poziomie kotami. póki co to mżonka. w okresie świąt, wakacji, ferii jest super- bo koty klientów walą tłumnie, ale potem nie ma kasiory np. przez 2 mies, a koty bezdomne same się nie obsłużą, a ja dzieci 2,5 letnich na 3 godziny rano nie zostawię samych w górnym mieszkaniu bez opieki. ale jak to się mówi- nikt mnie nie zmuszał, trzeba pchac ten wózek dalej. kociarnia była moim marzeniem jeszcze jak czynnie działałam w PKDT. A mam to do siebie, ze jak się zaprę to dążę do celu choćbym miała paść.
był moment że poczułam z zewnątrz brak zainteresowania moim pomysłem i planem, przez co poczułam w sobie brak motywacji. po co mam robic drugi budynek- skoro nikt i tak z niego nie skorzysta? czy nie lepiej po prostu pracować w małej kociarni i zaprzestawać przyjmowania kotów w potrzebie? po co brać kredyt, skoro jedna kociarnia i tak bedzie stać pusta? po co wydawać zarobione i odłożone pieniądze? może lepiej spauzować, odpocząć, mieć wszystko w nosie i zaoszczędzić? sama straciłam wiarę w swoje siły i nie wierzyłam że się uda.
potem dostałam wielkiego kopniaka od przyjaciół którzy nadal we mnie wierzyli, a także mój mąż chyba po raz pierwszy w życiu powiedział że zadłuży się na ten cel a pomoże mi osiągnąć to do czego tak długo dążyłam (bo ja i tak twarda nie będę i jak nie będę posiadać drugiej kociarni- to zwlokę mu koty z ulicy do domu heheh....w sumie to kierował nim egoizm

). dlatego jestem mu ogromnie wdzięczna że pomógł mi wszytko zrobić na tak wysokim poziomie, zadłużył się, załatwił super ekipę. jaki jest ten mój chłop, taki jest, ale jest - i za to mu dziękuję. wierzy we mnie

ale jednoczesnie nie pozwala żebym dała się zwariować i stawia mi granice których absolutnie nie mam prawa przeskoczyć, a także egzekwuje dług i o losie- co zarobię to w zębach oddać mu muszę

faceci...
nie ukrywam, ze daję sobie równy rok- jeżeli "popłynę" na tym ciągłym dokładaniu do kociego przedsięwzięcia i stale będę dopłacać do utrzymania kotów bezdomnych- za rok w styczniu zamykam moje dzieło. ale tak przynajmniej będę mogła sobie spojrzeć spokojnie w oczy patrząc w lustro z dumą że się nie poddałam, że walczyłam o koty jeszcze jakiś czas, że nie jestem miękka buła

nie mam ambicji na zarobek na kotach bezdomnych (bo jak kiedyś mądrze powiedziała marea- żeby w polsce zarobić na zwierzętach, trzeba je po prostu zabijać lub nimi handlować na czarnym rynku). ja po prostu chcę w nocy spac spokojnie, nie martwiąc się o to że koty jutro nie dostną jesc, lub ze w kociarni stoi ostatni worek żwiru, lub że koty chorują i jestem im potrzebna, a nie mogę do nich na dłużej zejść, bo nie mam na tygodniówkę dla opiekunki. lub że mąż pomacha mi rachunkiem na ogrzewanie 400 zł, za wodę na 300 zł i powie- dołóż do opłat. a ja wezmę wode w usta i zapłonę jak burak, wybąkując- "nie mam." daję sobie rok- żeby się sprawdzić czy mam tak nadal żyć, czy przejść na czysty komercyjny interes i np. otworzyć SPA dla zwierząt, sklep zoologiczny, czy po prostu dac sobie na wstrzymanie i w małej kociarni zrobic pokój gościnny lub bawialnie dla dziewczynek? życie pokaże. ale ja jakoś podświadomie czuję że nie umiem przestać pomagać, nawet gdybym tego bardzo chciała- koty lądują przez mój płot, czasem coś mi się przyplącze, mam oddanych przyjaciół- którzy naprawdę w razie znalezienia kota nie mają się do kogo zwrócić. a ja nie umiem odmawiać.
spirala się nakręca. nawet jak zrezygnuję z tego co robię teraz, w tej chwili z- to z czego wykarmię "komitet powitalny" przy hotelu i koty które znajdę? dlatego powstała ta nowa inicjatywa, a przy okazji są osoby chętne do pracy w mieście takie jak paulia i wiola,które chcą gonić za kotami na sterylki. ja też sterylizuję koty z demptowa a nie stać mnie na to na większą skalę- więc powstał pomysł założenia subkonta i wspólnej, małej grupki. mamy zaprzyjaźnionych karmicieli- którzy liczą na nas, więc jak im mamy odmawiać? ja wożę co jakiś czas 20 kg do stajni buszkowy dla 4 kotów które tam umieściłam będąc w PKDT- więc jak przestanę walczyć o pieniądze, to będę zmuszona porzucić tamte koty.
ale czasem myślę że źle zrobiłam zakładając miau adopcje..........boje się że znów się zacznie to samo co było w PKDT: telefony 24 h/dobę, przemarsz ludzi- wolontariuszy przez mój dom, roszczenia o przyjecie kotów i ich utrzymywanie, wpychanie mi kotów na które mnie nie stać i w takiej ilości przy której nie dam rady pracować.
ale w sumie nie miałam wyjścia. jak się już zbudowało drugą kociarnię i nie znalazła się żadna grupa /fundacja chętna na nią, to trzeba samemu pchać ten wózek i wierzyć ze się uda

dlatego nie chcę rozgłosu, tylko taki który sprawi ze na kocie będzie zawsze suma umożliwiająca prace na drobną skalę.
nie pragnę powtórki z rozrywki i tego, ze mój hotel będzie nadal w opinii społecznej funkcjonował jako schronisko. schronisko ma dofinansowanie, ja nie mam takiego- istnieję tylko za sprawą dobroczynności innych ludzi. - i w planach na przyszłość, nie chcę dokładać, teraz zagryze zęby. każdy początek jest mega trudny. ale okradać własnych dzieci nie będę, gdyby miało się okazać że ten rok przyniesie same straty.
więc proszę trzymajcie za nas kciuki

ale się rozpisałammmmmmmmmmmmmmmm............przepraszam
