Przyznam się, że mam dylemat.
Nie do końca rozumiem o co chodzi z tymi odkłaczającymi karmami. Od kilku miesięcy jest ich sporo w sklepach, a ja jakoś w nie nie wierzę....
No bo słuchajcie: przecież kot w naturze je stworzenia pokryte kłakami i piórami, więc układ pokarmowy ma w zasadzie ewolucyjnie przystosowany do takiego właśnie jedzonka.....
Moje koty jedzą zwykłe rzeczy, liżą się ile wlezie, czasem (ale baaardzo rzadko- raz na pół roku) puszczą sobie pawika z futerkiem, wypróżniają się regularnie, więc chyba nie są zakłaczone???
A może ja, wyrodna dwunożna, nie umiem tego rozpoznać?
Powiedzcie mi jak rozpoznać zakłaczenie przewodu pokarmowego?
Kiedyś kiciolom kupowałam trawkę (tzn. żytko posiane w piasku - w charakterze ozdoby wielkanocnej, ale dostawały koty). Owszem, zgryzały ale nie vomitovały! Więc chyba jest OK?
A co do karm: jak one działają?
Jeśli rozpuszczają sierść w przewodzie pokarmowym - to ja się boję: keratyna, z której zbudowane są włosy i pióra jest wyjątkowo oporna na trawienie enzymami, więc coś co ją rozpuszcza chyba jest bardzo silnym środkiem i, takowoż mi się wydaje, może podrażnić p. pokarmowy? Nie wiem, może się mylę?
Jeśli natomiast te karmy jakoś "wiążą" włosy i ułatwiają ich wydalanie z qpką to pewnie dość skutecznie wymiatają przewód pok. nie tylko z włosów ale wszystkiego co tam jest, może nawet ważnych żeczy zanim zdążą zostać wchłonięte.... . I znowu dywaguję: wychodzi mi na to że stałe lub zbyt częste podawanie takij karmy spowodowałoby by niedobory makro-, mikroelementów i różnych tam takich....
Czy ja nie przesadzam?
Moglibyście mnie oświecić?