Oj, działo się ostatnio ........
Po przeprowadzce, która to nastąpiła w piątek, sobotni poranek zaczęłam od próby znalezienia czegokolwiek. Ponieważ byliśmy umówieni na godzinę 10.00, więc koło 9.00 zaczeliśmy się zbierać do wyjścia. Staliśmy z TZem już ubrani we przedpokoju, kiedy z pokoju dobiegły nas odgłosy wydalania czegoś otworem gębowym przez któreś kocię. Oczywiście był to Aton

Poleciałam zobaczyć co się dzieje. Na podłodze obok małego była żółta kałuża, w której leżał kawałek czegoś. Na pierwszy rzut oka wyglądało to na kawałek szmatki

Mały uciekł do drugiego pokoju. Poszłam za nim sprawdzić czy wszystko OK. Gdy weszłam do pokoju mały ledwo stał na nogach z zamkniętymi oczami i próbował złapać oddech

Gdy do niego doleciałam leżał już na łóżku i cały się trząsł

Podniosłam go do góry, głową w dół i lekko udeżyłam w łopatki. Mały się wyrwał, zeskoczył na podłogę i wypluł z siebie jeszcze trochę żółtego płynu. Dopiero wtedy ciężko dysząc zaczął oddychać. Gdy podniosłam go do góry w klatce piersiowej grała mu cała orkiestra

Zapakowaliśmy małego do transportera i popędziliśmy do weterynarza. Na miejscu okazało się, że mały zachłysnął się podczas wymiotów. Dostał dwa zastrzyki przeciwobrzękowe i antybiotyk.
Ja prawie dostałam zawału
Wróciliśmy do domu i wzielismy się za układanie wszystkich rzeczy. Po pewnym czasie "nieobecności" Zuzy zaczęłam jej szukać zastanawiając się gdzie się zabunkrowała żeby sobie spokojnie pospać..... Przeszukałam całe mieszkanie i nic. Po chwili TZ przypomniał sobie, że widział Zuzę jak grzebała w kołdrze, która leżała poskładna na podłodze. Poszłam więc do drugiego pokoju w celu sprawdzenia kołdry. Znalazłam Zuzę pod trzecią warstwą .... Prawie ugotowaną......

Była gorąca jak piec. Gdy ją obudziłam ziała jak pies ........ Ot, sobie kocię przysnęło .....
Ja chyba osiwieję przez te koty ...