Tymczasem mam opowiastkę trochę mrożącą krew w żyłach - jeśli ktoś jest wrażliwy to może niech lepiej nie czyta...
Przez kilka dni byłam w domu, bo mnie połamało
I w związku z tym Miśka miała możliwość kursowania w ciągu dnia w te i wewte, zgodnie z zasadą, że kot jest zawsze po niewłaściwej stronie okna czy drzwi
Staram się ją jak najdłużej przytrzymywać w domu ale miewa jeszcze chwile, kiedy panikuje i musi wyjść... wypuszczam, bo tak. Choć serce mam zawsze gdzieś na ramieniu
Ale wracając do sprawy - pewnego dnia Miśka wyszła i po pół godziny slyszę jakieś zamieszanie na parapecie - Henio i Czester dobijają się do okna a po drugiej stronie siedzi Miśka.
Patrzę ja co ona taszczy w zębach - a tu ptaszek....Miśka złowiła i przyniosła nam ptaszka....
Ech...mieszane uczucia miałam, bo ptaszka mi żal strasznie
Ale z drugiej strony strasznie mnie Miśka wzruszyła, że tak nas uraczyła tym ptaszkiem - upolowała i przyniosła się podzielić.
Kochana, no...
Chdziła taka zachwycona po domu, z uniesionym ogonem - musiałam wygłaskać, pochwalić, dać coś nadzwyczaj pysznego do jedzenia a ptaszka cichaczem schować i potem pochować w ogrodzie. Biedaczek - wróbelek
Tak całkiem cichaczem mi się nie udało, bo Henio go zdążył porwać i nie chciał za nic oddać - ryczał jak lew. Siłą musiałam odebrać... Taki dzikun z tego Henia napalony na dziczyznę
Tu zamieszczam fotki z tego zdarzenia - ale tylko miniaturki - jak ktoś chce to oglądnąć niech sobie powiększy ale ostrzegam, że ptaszka widać