w dalszym ciągu jesteśmy w komplecie

Klimek baaaaaardzo zdrowy (demolka łazienki), Tytus - rzekłabym zdrowawy, z bratem się tłucze, ale też podsypia i słabuje. Jontek ciągle na granicy, ale jakby - tfutfu - nieco bardziej po tej stronie.
Wszystkie ciągle dostają kroplówki (2xdziennie), oczywiście antybiotyk, wspomagacze, rozkurczacze i co tam jeszcze aktualnie potrzeba. Klimek i Tytus już jedzą samodzielnie i nawet kurę, z Jontka wczoraj przestały lecieć krwawe gluty, więc być może dziś spróbujemy odrobinkę karmienia.
a oto dowody, że chłopaki naprawdę istnieją

przed chorobą:
po lewo Jontek, ze strzałką Tytus:


Klimek:


i w chorobie:
stadko (Jontuś w najczęstszej swojej pozycji

):

Klimka stan nie jest już najgorszy, na co wskazuje mina


Tytus:

Jontek:

i dwa czarne chorutki:

a teraz, hm
no cóż, nie ma się co kryć - żebry.
od wtorku maluchy zakosztowały nas już prawie tysiąc złotych. we wtorek 300, potem codziennie ok. 150. takie leczenie w wersji max potrwa zapewne jeszcze kilka dni.
jestem świadoma, że można byłoby na tym leczeniu zaoszczędzić, gdybyśmy umiały robić kroplówki dożylne (a wenflony nie wymagały wymiany co półtorej doby...), miały dostęp do leków i czas, by każdego kroplówkować po 2h dziennie. ale niestety tak nie jest

(okoliczności rodzinne, b.dużo pracy) - mamy za to nową lecznicę pod domem, gdzie nie liczą nas może taniej, ale zajmują się maluchami z pełnym oddaniem.
dlatego jeśli ktoś mógłby nas wspomóc finansowo, będziemy ogromnie, dozgonnie wdzięczne. postaram się dziś pobrać z lecznicy wykaz dotychczasowych wydatków, więc wszystko będzie czytelne.
głupio mi, bo nawet nie mamy czasu wystawić jakiegoś bazarku (musiałabym mieć chwilkę, żeby zrobić np biżuterię), ale nasze portfele kwiczą

.