Po drugiej stronie podwórka - wolnożyjące i bezdomne

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw paź 20, 2011 11:41 Re: Po drugiej stronie podwórka - wolnożyjące i bezdomne

Moje są mega :) Gepi łaknie człowieka i jest mega wielkim miziakiem a do tego bardzo ciekawskim i otwartym kotkiem :) Kociczka mała boi się ręki, ale jak już przekona się, że ona tylko mizia to odsłania brzuch i głośno traktorzy :) Mały koteczek też nie jest chętny do ręki i prawie nie mruczy, ale daje się głaskać :)
Mama wczoraj wyjęta z klatki pomiziała się na kolanach mojego TŻ położył się obok niej na podłodze trochę jeszcze pomiziała się i sama wskoczyła do klatki :)
Niestety mamusia i dwa kociaczki nadal bez imion :(

selya

 
Posty: 355
Od: Pon sie 22, 2011 16:18
Lokalizacja: Łódź

Post » Pt paź 21, 2011 10:22 Re: Po drugiej stronie podwórka - wolnożyjące i bezdomne

Ludzie czy my nie możemy raz normalnie "zamówionych" kotów połapać????

Zaczęło się jak zwykle od telefonu do Wiedźmy.
Czemu do niej? Tego nie wiemy, pani wydzwaniała po wielu organizacjach i KTOŚ jej podał ten numer. Dodam, że Ewy numer widnieje w necie tylko przy ogłaszanych kotach, niewiele osób "kocich" go zna, a tymbardziej ma zgodę na jego przekazywanie dalej. Pani z internetu nie korzysta - pytałyśmy. Może się przyzna ten kto go podał.

Ale wracając do tematu.

Jest sprawa - w piwnicy bloku trzy kociaki takie ze trzy miesiące, no i chyba gdzieś mama, ale pani nie widziała. Koty generalnie nikomu nie przeszkadzają oprócz jednego pana, który grozi, że je potruje, podusi, no pozbędzie się. Koty podobno zamknięte w jakimś pomieszczeniu, nie moga wyjść, nie dostają jeść. W sumie bułka z masłem złapać trzy głodne kociaki.
No dobra, pojedziemy. Nic to, że daleki Widzew, nijak nam po drodze, ale zbieranie kasy na koty i bycie w fundacji do czegoś zobowiązuje.
Zabrałyśmy jedną łapkę i dwa transportery - no przeciez 3 kociaki się pomieszczą.
Trochę błądzimy między blokami, bo kto zna łódzkie blokowiska wie jak tam idzie numeracja. Pani już czeka na nas przed blokiem. Sprowadza do piwnicy i szerokim gestem pokazuje - tu gdzieś są... Pani w rozmowie telefonicznej zapomniała dodać, że to zamknięte pomieszczenie to połączone piwnice trzyklatkowego wieżowca :evil: Ręce nam opadły, ale nic, zastawiłyśmy klatkę, koty gdzieś w oddali korytarza mignęły, znaczy są, może się uda. Na to napatoczył się jakiś strasznie ruchliwy pan, który zaczął opowiadać, że i tak się nie złapią, biegać po korytarzu gdzie było widać koty, zapalać światło :evil: Udało się go w końcu jakoś okiełznać, pan nie robił tego w złej wierze, nie wiedział po prostu, że nam przeszkadza :roll:
Stoimy z Wiedźmą, bzdurzymy, słychać trzask klatki - coś jest, czarne, młode. Przepakowałyśmy do transportera. Klatka zastawiona ponownie - jest drugie czarne, większe, za chwilę krówkowaty młodzik. No łapanka jak marzenie, tylko już nie mamy do czego przekładać. "Na sygnale" jadę do lecznicy "Flora", najbliższej mi znanej, może mają pożyczyć transporter, niestety, odsyłają mnie do następnej lecznicy, ale to już żadna mi różnica czy jechać do obcej lecznicy czy do Magiji. Magda pożycza transporter. Wracam, drugi krówkowaty dzieciak krąży wokół klatki, ale nie wchodzi. Pojawia się kolejny czarny kot i się łapie :evil: Pani nas objaśnia, że to domowy wyrzucony kocur - wypuszczam, bo zależy nam na ostatnim dzieciaku, a dzieciak krąży. Czarny wypuszczony nawiewa, my sobie za winklem gadamy i nagle Wiedźma widzi kolejnego kota, który własnie włazi do klatki... Bury.

Taaa, przypominam, że miały być trzy dzieciaki i ewentualnie mama :roll:

Pani robi tak 8O 8O 8O "no przecież tu nie ma więcej kotów" ... Fatamograny nam się do klatki łapią.
Bure (z resztą śliczny marmurek) zamyka się w klatce, decydujemy, że go zabieramy. Mamy 4 koty, trzeci dzieciak się nie złapał :(
W trakcie naszych działań, przed blokiem rozgorzała dyskusja o zasadności łapania tych kotów, wybrzmiały jakieś fochy "jak to sterylizować" przecież tabletki anty... bla bla bla. No i do końca nie wiemy czy koty mogą tam wrócić czy nie, panie dostały czas do poniedziałku by się dogadać, określić i w ogóle.
Skoro koty miały zniknąć, to plan był taki, by młodziki oswoić i do adopcji, a mamę, ewentualnie, choć wcale nam się ten pomysł nie podobał, wypuścić na działkach koło Wiedźmy. Nie brałyśmy pod uwagę, że kotów będzie tyle. No nic, zobaczymy jak się sytuacja rozwinie, dostałam zgodę od Magiji, że w razie wojny mogę podać paniom jej numer i będzie z nimi dyskutowała.
Koty ogólnie, na oko, w dobrej kondycji, futro błyszczące, tylko krówek ma trochę brudny nos, ale nic po drodze nie kichało.
Nadal nie wiemy czy koty dzikie czy nie, w klatce każdy jest wściekły. Płcie też nie znane. Czekają teraz w Tesco na zabiegi, po południu będe wiedziała coś więcej.

W ferworze walki, mimo aparatu w plecaku, nie zrobiłam nawet jednego zdjęcia :oops:

Ufff
Obrazek

andorka

 
Posty: 13649
Od: Wto kwi 25, 2006 22:33
Lokalizacja: Łódź-Polesie

Post » Pt paź 21, 2011 10:33 Re: Po drugiej stronie podwórka - wolnożyjące i bezdomne

Ech te proste akcje :roll:

gosiaa

 
Posty: 22354
Od: Sob lut 10, 2007 18:59
Lokalizacja: Łódź

Post » Pt paź 21, 2011 10:52 Re: Po drugiej stronie podwórka - wolnożyjące i bezdomne

to ciekawe ile jeszcze jest tam tych kotów? 8O :strach:
Obrazek

magdaradek

 
Posty: 27150
Od: Pon kwi 14, 2008 9:24
Lokalizacja: Łódź

Post » Sob paź 22, 2011 13:14 Re: Po drugiej stronie podwórka - wolnożyjące i bezdomne

Już wszystko wiadomo.
Złapałyśmy dwa młodziki - chłopaczki, takie ok. 5 mies - raczej oswajać ich nie będziemy.
Oprócz tego ok roczna czarna dziewczyna i starsza kilkuletnia marmurka.
Okazało się, że jednak koty moga wrócić do piwnic, co nas bardzo cieszy, w poniedziałek odwieziemy te i będziemy łapać dalej
Obrazek

andorka

 
Posty: 13649
Od: Wto kwi 25, 2006 22:33
Lokalizacja: Łódź-Polesie

Post » Sob paź 22, 2011 14:01 Re: Po drugiej stronie podwórka - wolnożyjące i bezdomne

Pamiętacie komórki do rozbiórki na Wrześnieńskiej i maluchy?
To było już grubo ponad rok temu.
Wszystkie już dawno we własnych domkach, oto dwoje z nich :)

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

gosiaa

 
Posty: 22354
Od: Sob lut 10, 2007 18:59
Lokalizacja: Łódź

Post » Sob paź 22, 2011 14:13 Re: Po drugiej stronie podwórka - wolnożyjące i bezdomne

czy to te maluchy które wiozłam do Poznania? :) chyba do majak? o ile dobrze pamiętam
Obrazek

magdaradek

 
Posty: 27150
Od: Pon kwi 14, 2008 9:24
Lokalizacja: Łódź

Post » Sob paź 22, 2011 14:17 Re: Po drugiej stronie podwórka - wolnożyjące i bezdomne

Tak Magda, dokładnie te :)

gosiaa

 
Posty: 22354
Od: Sob lut 10, 2007 18:59
Lokalizacja: Łódź

Post » Nie paź 23, 2011 11:22 Re: Po drugiej stronie podwórka - wolnożyjące i bezdomne

Dzikusy z Widzewa w hoteliku:
Koty wyglądaja "niewyjściowo", bo zdjęcia robiłam tuż po przywiezieniu ich z lecznicy i jeszcze są skołowane po narkozie.

Dwa młodziki:

Obrazek

Marmurkowa koteczka:

Obrazek

Czarna koteczka, ona nie jest taka wychudzona, tylko tak się "przewiesiła" przez rant kuwety.

Obrazek

A na tym zdjęciu, jak sie ktoś dobrze przypatrzy też zobaczy kota:

Obrazek

To jeden ze stołowników, którzy zimową porą przychodza pod okienko hoteliku na wyżerkę.
Obrazek

andorka

 
Posty: 13649
Od: Wto kwi 25, 2006 22:33
Lokalizacja: Łódź-Polesie

Post » Nie paź 23, 2011 16:37 Re: Po drugiej stronie podwórka - wolnożyjące i bezdomne

ale chudzinki...
Obrazek

magdaradek

 
Posty: 27150
Od: Pon kwi 14, 2008 9:24
Lokalizacja: Łódź

Post » Nie paź 23, 2011 17:24 Re: Po drugiej stronie podwórka - wolnożyjące i bezdomne

magdaradek pisze:ale chudzinki...

Nie, madziu, one nie są chudzinki, dobrze wyglądają, w sensie, ze mają ładne futerko i normalną wagę, tylko tak na zdjęciach powychodziły.
Obrazek

andorka

 
Posty: 13649
Od: Wto kwi 25, 2006 22:33
Lokalizacja: Łódź-Polesie

Post » Nie paź 23, 2011 19:18 Re: Po drugiej stronie podwórka - wolnożyjące i bezdomne

chyba że tak ;)
czasem zdjęcia przekłamują.
Obrazek

magdaradek

 
Posty: 27150
Od: Pon kwi 14, 2008 9:24
Lokalizacja: Łódź

Post » Pon paź 24, 2011 8:31 Re: Po drugiej stronie podwórka - wolnożyjące i bezdomne

andorka pisze:Ludzie czy my nie możemy raz normalnie "zamówionych" kotów połapać????

Zaczęło się jak zwykle od telefonu do Wiedźmy.
Czemu do niej? Tego nie wiemy, pani wydzwaniała po wielu organizacjach i KTOŚ jej podał ten numer. Dodam, że Ewy numer widnieje w necie tylko przy ogłaszanych kotach, niewiele osób "kocich" go zna, a tymbardziej ma zgodę na jego przekazywanie dalej. Pani z internetu nie korzysta - pytałyśmy. Może się przyzna ten kto go podał.


A tym razem to nie ja :D

Możecie ustalić, do jakich organizacji dzwonila ta pani?
Bo może jej wytłumaczono, że są talony na sterylki i powinna je uzyskać w UMŁ, a potem ktoś z takiej organizacji podjedzie i pomoże łapać? Wypożyczy łapkę? Pomoże, a nie zrobi wszystko? Że organizacje na ogół nie mają pracowników etatowych, że działają w nich wolontariusze - którzy na tę działalność poświęcają swój wolny czas, bardzo ograniczony i nie są w stanie wyłapać wszystkich kotów w mieście bez aktywnej współpracy karmicielii?
Z doświadczenia wiem, że często karmiciele zamiast włożyć odrobinę wysłku choćby w pójście po talony, wolą dzwonić, dzwonić, dzownić... Np. czekam teraz w miarę spokojnie na informację o załatwienu talonów sterylkowych przez karmicieli z trzech miejsc - wszędzie zaczynało się od rozpaczliwego alarmowego telefonu, i jakiś trzeci - czwarty tydzień ciszy.
O, zrobił mi się kawalek odpwiedzi na pytanie Sis :D
Zachęcam do zakupów w zooplusie przez zielony banerek na blogu - zooplus coś przekazuje na nasze podopieczne kocie bidy. http://domowepiwniczne.blogspot.com/

kalewala

Avatar użytkownika
 
Posty: 21154
Od: Śro cze 29, 2005 13:55
Lokalizacja: Łódź

Post » Pon paź 24, 2011 13:16 Re: Po drugiej stronie podwórka - wolnożyjące i bezdomne

Dziś ciąg dalszy łapanki na Widzewie, wyposażamy się we wszystkie posiadane transportery i dwie klatki, mam nadzieję, że koty będą współpracowały tak jak w zeszłym tygodniu i na tym zamkniemy akcję, bo to jeżdżenie na drugi koniec Łodzi wcale mi się nie podoba.
Obrazek

andorka

 
Posty: 13649
Od: Wto kwi 25, 2006 22:33
Lokalizacja: Łódź-Polesie

Post » Wto paź 25, 2011 13:22 Re: Po drugiej stronie podwórka - wolnożyjące i bezdomne

No i lipa :evil: Koty się pokazały, ale tylko pokazały, nic nie chciało wleźć do klatki.
Jest jednak pozytywny aspekt tej wycieczki, poznałyśmy panią, która się opiekuje tymi kotami, bo ta która nas zawezwała nie wiedziała praktycznie nic, oprócz tego, że jeden gość chce się kotów pozbyć.

Pani wraz z koleżanką karmi koty w kilku okolicznych blokach. W razie potrzeby stara się je leczyć we współpracy z jedną z pobliskich lecznic. W którymś z bloków koty były sterylizowane przez Kocią Mamę, ale to chyba jakaś jednorazowa akcja była.
Panie badzo dbają by koty nikomu nie przeszkadzały, sprzątają po nich, w piwnicy stoi kuweta, z której koty korzystają. Śmiała się, że już parę ton piachu przyniosły i wyniosły. Robią to wszystko z własnych środków, nie pomaga im żadna fundacja i nawet nie usłyszałyśmy, że potrzebują jakiejś pomocy.
Okazuje się, że jeden upierdliwy gość, któremu koty nie pasują wywala miseczki, rozwala kuwetę i goni te koty (pewnie też z tego powodu koty wczoraj nie chciały z nami współpracować), zniszczył też okienko, którym koty wychodziły na zewnątrz. Spółdzielni temat generalnie wisi, jak się komuś nie podoba, to wtedy interweniują - znaczy proszą kogoś by koty wyłapał i zabrał.
Obiecałyśmy pani, że Magija popełni pismo do spółdzielni informujące, że nie wolno dzikich kotów usuwać z miejsca ich bytowania. Dziś również z prezesem SM miał rozmawiać ktoś z TOZu.

Z jakiś czas tam wrócimy, bo zostały najprawdopodobniej 3 koty - 2 takie ok roku i jeden młodzik ok 5-mies.

Szkoda tylko, że tej pani nie było w czwartek, bo była szansa byśmy wyłapały wszystkie. Ale cuż.. tak też bywa.
Obrazek

andorka

 
Posty: 13649
Od: Wto kwi 25, 2006 22:33
Lokalizacja: Łódź-Polesie

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: CatnipAnia i 68 gości