Megana pisze:W nocy już był mróz! Klapka być musi, bo inaczej biedny Leon i biedny Filo ochwacą sobie korzonki i zaziębią nerki! A Kartofel?? Zawieje go na amen...

Meg, u mnie na wsi było wczoraj -8'C !
Dzisiaj, jak wyjeżdżałam do stolicy, było -5 i kompletnie biało!
Moje futra wyglądają już jak niedźwiedzie, puchate są, przepiękne, gorzej, że jak zwiozę towarzystwo do Warszawy, to mi tę szubę zrzucą w domu (znaczy futro przejdzie na moje ciemne ubranka

) i będą się pokładały na podłodze dla ochłody...
A mnie się udało zepsuć sobie kręgosłup (moja matka twierdzi, że nikt normalny nie nosi 200.wiader dziennie podlewając roślinki. Do tej pory robiłam to bezkarnie, aż się popsuło

)
Najpierw próbowałam się sama reanimować, potem włączyłam lekarza i furę leków p/zapalnych i p/bólowych, a jak już zepsułam i żołądek, to mnie lekarz wysłał na tygodniowe zwolnienie i rehabilitację (zabiegi zaczynam JUŻ 28...listopada!).
No nie można marnować czasu, zwłaszcza, że mam do przysposobienia do warunków domowych kompletną dzicz- tzn. Maćka, więc na końskiej dawce leków p/bólowych pojechałam na wieś.
A tam wpadłam w bezdenną rozpacz, ponieważ nie było mojego ukochanego Miśka! ZNOWU przepadł! Znowu zjeździłam wszystkie okoliczne wioski i pola i darłam się wniebogłosy nawołując go... Moja siostra i matka orzekły żebym wracała do Warszawy i nie fiksowała z rozpaczy na wsi, że one tym razem nie zaangażują się emocjonalnie w rozpamiętywanie straty, a dokładniej -zaczną się martwić i ogłoszą żałobę, jak nie wróci w piątek, "
bo to recydywista", a ponadto
"Misiek umie liczyć do pięciu i wie, że pańcia nadciąga na wieś w piątki, a znika w poniedziałki".I faktycznie, skurczybyk przybiegł w piątek! DOPIERO w piątek!
Pobeczałam się z radości, rozesłałam po rodzinie radosne smsy i zamiast wyrwać gówniarzowi ogon- wycałowałam marnotrawnego. Nawet specjalnie nie mogłam się nawytrząsać, bo PRZECIEŻ PRZYSZEDŁ, w PIĄTEK, a przecież pańcia przyjeżdża w piątki, więc o co ta afera? po co te emocje? -to pańcia pojawiła się
poza konkursem.
Ten cholernik ma gdzieś jakąś metę, dokąd oddala się natychmiast po moim odjeździe, a wraca odliczywszy do pięciu..., w piątek.
Ciekawe, czy ktoś robił badania długoterminowego timingu u zwierząt?
Siostra miała rację, że powinnam była przywieźć ze Stanów obrożę z GPSem (tylko jak wolnołażące zwierzę puścić z obrożą?). Znalazłam obroże z kamerką, ale nagrywa tylko 1,5 godziny... Kicha! A dużo bym dała żeby dowiedzieć się dokąd Misiek chodzi (reszta stada grzecznie trzyma się domu i pełnej michy).