Witam, u mojego pradziadka okociły się dwie dzikie, łaciate kotki. Maluchy były dokarmiane, ale głównie jedzeniem dla ludzi, chyba, że ja z moją babcią kupiłyśmy im jakąś suchą karmę albo saszetki. Kociaków było 5, teraz zostały 4. Wszystkie są dzikie. Tylko jedna kotka dawała się brać na ręce i nie drapała, dlatego znalazła dom w Katowicach. Pozostała czwórka przychodzi tylko na jedzenie, udało mi się je kilka razy pogłaskać, ale kiedy zorientowały się, że ich dotykam uciekały. Kiedy udało mi się je złapać i wziąć na ręce wyrywały się, drapały, gryzły. Mieszkają w komórce na dworze. Robi się już zimno i nie mam pojęcia co z nimi zrobić. Mój pradziadek je dokarmia, ale jego syn z żoną ciągle je przeganiają. Same nie wiedzą komu ufać. Ja się z nimi bawiłam, a inni ludzie na nie tupali. Są zdezorientowane i wystraszone. Kotki są w Zduńskiej Woli, a ja wyjechałam już na studia do Wrocławia. Maluchy mają koło 8 tyg. 2 są białe w czarne łatki, 1 biały w pręgowane łatki, a ostatni cały czarny. Nie wiem czy to kocury czy kotki, nie wiem co z nimi zrobić. W dodatku ich matki cały czas mogą się rozmnażać i chyba jedna jest w ciąży. Wiem, że tutejsze TOZ pomogłoby je wysterylizować, ale ci ludzie są tak oporni, że nie chcą dać sobie pomóc. Mówią coś o schronisku, ale są zbyt leniwi nawet żeby zawieźć tam te kociaki. Co robić?
Ostatecznie u mojego pradziadka były 2 dorosłe kotki i 5 młodych, a z działki zmarłego sąsiada od października zaczęła przychodzić jeszcze jedna kotka z 3 młodymi.Pomyślałam, że warto na pierwszą stronę dodać ile już udało mi się zrobić.
W domach stałych:
Łaska (Katowice)

Ela (Wrocław, wysterylizowana)

Chili (Wrocław, wysterylizowana)

Filemonek (Wrocław, wykastrowany)

Katja (Wrocław, wysterylizowana)

Mituś (Wrocław, wykastrowany)

Ciri - Zojka (Wrocław, wysterylizowana)

Dunia (Wrocław, wysterylizowana)

Wysterylizowane matki:
Mitusia

mama Katji, Zojki i Duni

Siwa
