Dzisiaj mieliśmy ciężką noc, mały wymiotował i robił brzydką kupę. W nocy byłam spanikowana, a rano spanikowana i zmęczona. W dodatku transport do weta mi nawalił i musiałam poprzestać na konsultacji telefonicznej.
Ale - już jest dobrze, mały się wypróżnił porządnie przodkiem i tyłkiem

, wygrzał u mnie pod kołdrą i około godz. 9 rano był już rześki i mruczący. Pociamkał gerberka, popił mleczka i szaleje, jak zwykle

.
Po prostu za dużo wczoraj zjadł, bestia jedna.
Ja od czwartej nad ranem ryczałam TŻtowi, że to FIP i panleukopenia równocześnie

, a TŻ pogrążony w półśnie, warczał - "Przeżarł się i tyle." I kto miał rację?
A w ogóle, to mały jest słodki, śpi w ogromnym transporterze, do którego dołączyliśmy mu moduł kuwetkowy i naznosił sobie tam do środka mnóstwo maskotek naszej córeczki, i kiedy chce mu się spać, to pakuje się pomiędzy te misie, aniołki i lale i szukaj wiatru w polu...
