
Z ogromnym bólem serca i twarzą zalaną łzami podjęłam decyzję o jej nie wybudzaniu. Nie mogłam pozwolić, żeby zaraz ten guz zaczął odrastać i żeby za kilka tygodni okazało się, że jest jeszcze większy, albo żeby jeśli zaczął rosnąć w stronę mózgu zaczęły się inne, bolesne cierpienia. Zresztą myślę, że swoim zachowaniem z dnia potrzedniego pokazała mi, że już dość, że jest zmęczona.
A w domu mimo 6 kotów strasznie cicho i dziwnie. Cały czas liczę koty, bo wydaje mi się, że po odejści jej zrobiła się ogromna dziura. Na pewno to też przez to, że przez jej gruchanie cały czas było ją słychać, to takie charakterystyczne dla niej było,a teraz straszna cisza jest. Nie potrafię się do tego przyzwyczaic jeszcze. Cały czas nasłuchuje jej odgłosów i od czasu do czasu wydaje mi się, że gdzieś z oddali słyszę zanikające echo jej gruchania

W ciągu ostatniego roku straciliśmy nasze dwie najukochańsze rezydentki najstarszą i najmłodszą.
Czikunia była u nas jako pierwsza, przed nią nie miałam innych kotów nigdy. Dlatego ma w moim sercu najważniejsze miejsce. Ale była strsza koteczką, przeżyła sporo lat, na pewno ponad 10 - u nas była niecałe 5 lat i ciągle borykała się z kłopotami zdrowotnymi. Walczyliśmy ile się dało. Przemądra koteńka z charkaterkiem zołzy dla innych kotów i miłością do człowieka.
Tosię wykarmiłam butelką od 3 tygodnia życia. Była u nas niewiele ponad 2 lata. Wesoła króweńka- blądynka, która nigdy nie chorowała. Kochała i koty i ludzi. Odeszła w ciągu tylko 10 dni.
Do kitu to wszystko
