umarłamz tym że właściwie obleczenie Gadgeta nawet w piankę do nurkowania niewiele da, jesli chodzi o notoryczne ścieranie wody z podłogi i roznoszenie jej po mieszkaniu.
Chłodno już od rana i rosa stoi galanta, więc TŻ jak wstał nie otworzył chłopcom okna. Siedziały bidki trzy na parapecie i darły twarze: wyypuuuuścić!!! TŻ się poddał, uchylił okno, wstaję, patrzę: na zewnętrznym parapetku w jednym rogu Georg, w drugim Gabryś. Gadget jeszcze sie nie zorientował, że okno już otwarte, siedział na podłodze i wył dalej. Wlazłam do łazienki. Nagle Kolorowy przestał się wydzierać, krótki warkot Georga i cisza. Wychodzę. Georg w rogu woliery, dosłownie brodzi w mokrej trawie, podnosi nogi jak Kasztanka Piłsudskiego i zubrzy pod nosem. Gabryś zwisa z wykładziny na trapie do wychodzenia ledwo się tam utrzymując, z wyrazem obrzydzenia na buzi, bo wykładzina wilgotna i zimna, a zadowolony z siebie Gadget leży na zewnętrznym, już suchym parapecie i wygrzewa ryjek.
On działa na otoczenie normalnie jak menel w zatłoczonym autobusie, który zawsze ma wokół siebie dużo miejsca. Georg go nie cierpi. Warczy właściwie cały czas, bo Gadget go gania. Gabryś - jak śpią - to i owszem, przytuli się nawet do małego, czasem się pobawią chwilę, ale Gabriel jest dużo doroślejszy psychicznie i zabawy dla małolatów już go nie interesują. Rustie i owszem, by się pobawił, ale na to kociak jest za mało sprawny, pies go przygniata albo przydeptuje, ten się drze....
i tak w kółko... i w kółko... i w kółko.... można oszaleć? można
jest sposób, nie powiem. Bardziej humanitarny niż ukręcenie łepetynki kotowi: się rozwieść! jako podział żywego inwentarza - zabiorę psa i Czarną Małpę, a TŻ wyląduje z małymi G




