Mama-trikolorka... [']
Nie udało się wczoraj jej złapać, mieliśmy się zasadzać dzisiaj. Wracając z pracy wpadłem na rekonesans i wypytać pana ochroniarza (zostawiliśmy wczoraj jedzenie na zwykłej trasie kotki i pan ochroniarz z wczorajszej zmiany miał sprawdzić rano, czy jedzenie zniknęło i przekazać informację koledze ze zmiany następnej). Znalazłem kotkę nieżywą. Była już sztywna, nie było widać żadnych obrażeń.
Ciało kotki przyjęły panie z gabinetu weterynaryjnego Kajman. Wykazały one wielkie zaangażowanie i serce w tej sprawie - i przy kociakach, i przy ich matce. Bardzo, bardzo im dziękuję!
Myślę, że warto zapamiętać tę lecznicę:
http://www.kajman.home.pl/kajman/kontakt.htmNa szczęście jest jeszcze jeden optymistyczny wątek (poza złapaniem czarnej koteczki), dotyczący tej nieszczęsnej kociej rodziny. Pan ochroniarz, z którym dzisiaj rozmawiałem, widział parę dni temu, jak pewna dziewczyna (lat ok. 15-16, czarne, długie włosy) zgarnęła jednego kociaka i gdzieś go zabrała. Przechodziła ponoć chodnikiem, a kociak był już na trawniku przy samej trasie (Prymasa), więc nieszczęście było z pewnością tuż tuż. Nie wiem, jak go złapała (rudo-biały dał się złapać w ręce tylko dlatego, że był ranny; czarna koteczka nie pozwalała się zbliżyć na więcej niż 5 m), gdzie go zabrała i kim jest (może jest na forum?!). Ale chyba musimy przypuszczać, że uratowała mu życie i z pewnością jest mu lepiej, niż gdyby został na tym przeklętym parkingu.