
Jej ostatnie zdjęcie z weekendu...
Była u mnie od kociaka. Zgłoszona trzy lata temu do Fundacji KOT - sama po nią pojechałam, zgarnęłam z ulicy z chorymi oczami, z których jedno trzeba było usunąć, a drugie pozostało mocno zamglone po zrostach na rogówce. Przechorowała u mnie PP.
To było takie ciche, spokojne kociątko. Zawsze `kociątko`...
Jej ulubionym miejscem był komp. Gdy siedziałam przy biurku ona miała zwyczaj wyciągać łapkę ze swojego miejsca pod blatem, by mnie zaczepić i poprosić o głaskanie. Średnio obsługiwalna histeryczka - podawanie leków było dla niej ogromnym stresem. Zastrzyki, których inne koty nie zauważają wręcz, ona zawsze kwitowała strasznym płaczem; nawet podanie jej Advocata na kark było traumą, po której chodziła i żaliła się na swoją krzywdę. A jednocześnie nie była wypłoszem - uwielbiała się przytulać i patrzeć głęboko w oczy tym swoim niedowidzącym okiem.
Jeszcze wczoraj, gdy pisałam posta o Rottenie trzymałam ją na kolanach - mruczała...