AgaPap pisze:

No i tak było – przez cały weekend siedem cudownych kotów mruczało mi do ucha
Pozwólcie, że je przedstawię. Pierwszy i najważniejszy to Świnek. Dokładnie sześć lat temu podrzucono go w pudełku pod bramę domu naszych znajomych. Akurat odwiedziliśmy ich kilka dni po tym zdarzeniu. Ponieważ nie planowali kotów, nie mieli pomysłu co z nim dalej robić, ani jak go nazwać

. Był około trzymiesięcznym białym kociakiem z różowymi uszkami i różowym noskiem. Zaczęłam wołać na niego Świnek

i tak już zostało, a ja uchodzę od tego czasu za jego
matkę chrzestną 
. Świnek oczywiście szybko zawojował serca swoich Dużych i mieszka z nimi do dziś. Uwielbiam go, bo to taki duży i łagodny misiek, w sam raz do przytulania

:

Generalnie Świnek czuje się gospodarzem terenu i nawet popołudniowe drzemki najchętniej ucina sobie sobie na zewnątrz, by w każdej chwili móc szybko zareagować na jakieś niepokojące sprawy w obejściu

:

Równie poważną pozycję w stadzie ma trochę młodszy od Świnka Lolek. Na tej fotce wyleguje się na tej samej ławie pod jabłonią:

Lolek to dorodny, dymny kocur, który przybłąkał się rok po podrzuceniu Świnka. Początkowo bardzo nieufny, po jakiś czasie zdecydował, że zostaje i daje się oswoić

:

Lolek długo nie mógł się pogodzić z nieoczekiwanym przybyciem drobniutkiej, czarnej Ziuty:

Ta koteczka pojawiła się nie wiadomo skąd dwa lata temu tuż przed wyjazdem urlopowym gospodarzy. W ich ogrodzie znalazła spokój i na tyle bezpieczne miejsce, by podczas ich nieobecności urodzić tam 4 czarne jak smoła kocięta... Mocne postanowienie znalezienia domów całej czwórce po dwóch miesiącach skończyło się stwierdzeniem: „Rozdzielenie ich byłoby barbarzyństwem

” (swoją drogą, ciekawe skąd ja to znam...

).
Tym sposobem do stada dołączyli Sisi, Mishoko, Felek i Staś

:

Wiem, że fotka niewyraźna
(chyba żaden aparat, nawet nowy, nie da rady czarnym kotom w pomieszczeniu, Amysiu
), ale uwierzcie mi, że to w ogóle nie ma znaczenia – ta czwórka jest nie do odróżnienia

. Sami gospodarze mają problemy z ich szybkim zidentyfikowaniem. Ja wołałam na nie Przecinki, bo czarne, wysokie i szczuplutkie

.
Moje serce skradł Staś (poznawałam go po zdecydowanie krótszym ogonku):

Staś najchętniej nie schodziłby z kolan, a całowanie po główce i brzuszku przyjmował z ogromnych entuzjazmem

:




Oczywiście wieczorami meldował się u mnie w łóżku i spaliśmy sobie razem do samego rana
Tyle o kotach. A żeby nie było nudno, jutro będzie o... gęsiach
