chciałabym Was bardzo prosić o pomoc. W sobotę na pl. Nankiera natknęłam się na kocią rodzinkę. Mama (szara pręgowana) i 3 (możliwe, że więcej) na oko miesięczne kotki: czarny, szary pręgowany, biszkopcik. Mieszkają tuż przy wejściu do kościoła greko-katolickiego, jest tam jakiś pomnik otoczony ogrodzeniem i nie widziałam, żeby ruszały się poza ten teren, więc przynajmniej póki co są bezpieczne. Pani z kościoła twierdzi, że ktoś je dokarmia i rzeczywiście matka nie rzuciła się jakoś bardzo na mokrą karmę ode mnie (co innego maluchy, które zaczęły wylizywać marne resztki po kotce, chociaż dopiero co je karmiła

Jeśli chodzi o kotkę, trzeba by ją ciachnąć zanim znów zaszaleje, a sama na pewno nie poradzę sobie ze złapaniem, bo nigdy tego nie robiłam. Kicia jest młoda i syczy, kiedy próbowałam się zbliżyć do niej i małych (co jest zresztą zrozumiałe). Reszta kociąt wygląda zdrowo, ale nie ma co czekać, aż złapią jakieś cholerstwo. Problem w tym, że są jeszcze za małe, żeby odłączać je od matki i nie mam pojęcia co robić z tym fantem. Są śliczne (szczególnie biszkopcik, zresztą koleżanka już się zastanawia, czy by go nie przygarnąć) i szybko znajdą dom, oczywiście po odchowaniu.
Podsumowując- bardzo chciałabym pomóc tej rodzince, ale sama mam dość ograniczone możliwości (brak samochodu, stałego dostępu do neta i aparatu i przede wszystkim ograniczoną ilość czasu w tym tygodniu


Bardzo proszę o pomoc i wszelkie sugestie!
pozdrawiam/ola