Kochani fani i wspomagacze Brysia kota na medal
Obiecałam, że zdam relację z sytuacji, negocjacji i... wariacji na temat Bryśka...
Pewnie domyślacie się, że po informacji o wynikach badań Brysia i gorącej wymianie listów na forum wpadłam w prawdziwą panikę...
W stanie paralityczno-drgawkowym uzgodniłam z Reniferem, że choćby nie wiem co... trzeba wziąć Brysia.
Czyli musi biedaczysko przyjechać do mnie do jednego pokoju i mieszkać w zamknięciu a ja będę musiała nauczyć się systematyczności i samodyscypliny żeby go nie wypuszczać a równocześnie jak najczęściej się nim zajmowac
Przyznam się szczerze... bałam się okrutnie... i tego, że sobie nie poradzę i tego że skrzywdzę Brysia...
Ustaliłyśmy z Basią, że jeśli się uda to jedzie w niedzielę czyli dziś... a ja wtedy mam podjąć szanownych Państwa pod nogi i błagać o wsparcie wszelakie - doradcze, lecznicze, finansowe, karmowo-odżywcze....
Stąd pierwszy przystanek kociowozu - miał miejsce pod domem Basi
a stamtąd udaliśmy się do mieszkania koleżanki Basi, gdzie jak Państwu wiadomo - przebywa Bryś - najukochańszy i najmilszy kot, ze złymi wynikami badań
Basia też wcześniej przeżyła prawdziwą burzę mózgów.... Konsultowała nawet z lekarzem, do którego ma zaufanie... pytając się, co w tej sytuacji będzie dla kota najlepsze...
My odbyliśmy naradę na najwyższym szczeblu... starając się podjąć decyzję w naszej opinii najkorzystniejszą dla kotuńcia...
- oczywiście gdyby chodziło tylko o kwestie techniczne i obciążeniowe - zabranie Brysia odciąża Basię ze wszelkich obowiązków i zgryzot - przynajmniej do pewnego stopnia
- koleżanka Basi, mimo iż zgodziła się wziąć Brysia tylko na błagania Barbary, nie ma dobrych warunków finansowych, ma pod opieką chorego 90-letniego tatę, jest przerażona faktem, że sprawuje opiekę nad chorym zwierzęciem... boi się jego choroby... a nawet śmierci Bryśla... ponadto Brysiek brudzi ze zwględu na powracające biegunki... etc... - kiedy sytuacja stała się coraz pewniejsza, że Brysiek pojedzie do Wa-wy do zamkniętego pokoju, ale pod opiekę wetów (mam nadzieję), rozpłakała się
- Bryś żyje teraz w skromnych warunkach, ale ma do dyspozycji całe mieszkanie, koleżankę sunię, która szybko go zaakceptowała dzięki wyjątkowo przyjaznemu i spokojnemu usposobieniu kota, jest akceptowany przez wszystkich, nawet tata koleżanki stwierdził "to ładny kot, dobrze mu u nas". Po pobycie w piwnicy zaczyna odżywać - wygląda na to, że czuje się fajnie i bezpiecznie...
- Pan doktor również sugerował, że w tej sytuacji duży stres na pewno nie przysłuży się zdrowiu Brysia... Ba, może nasilić lub wręcz wywołać objawy chorobowe... on sugerowałby, żeby jeśli się da - nie należy wieźć kota do zamknięteg pokoju, bo on przecież nie zrozumie, że to "dla jego dobra", na podleczenie... może się po prostu poddać...
- Przepraszam, że piszę tak rozwlekle, ale chciałam wyjaśnić w jakim napięciu podejmowaliśmy decyzję i co w tym wypadku było naszym priorytetem - Bryś oczywiście
DECYZJA
Postanowiliśmy
- Bryś, przynajmniej na razie, do Warszawy nie jedzie
- Ubłagamy koleżankę Basi, żeby mimo obaw i trudności (ona pracuje i nie jest na stałe w domu, wyjeżdża na 2 tygodnie do dzieci i w tym czasie klucze od jej domu otrzyma Basia i będzie odwiedzać Brysia) kontynuowała opiekę nad Brysiem, bo on czuje się bezpiecznie, ma towarzystwo, czuje się kochany i boimy się narażać go na kolejną stresującą zmianę
- Postaramy się wspomóc kota żywnościowo - on na razie dostaje karmę weterynaryjną - gastro-intestinal, żeby ochronić układ pokarmowy (wszak męczyły go biegunki), etc...
- Na razie biegunki ustały ale badanie kału zostanie wykonane żeby mieć pełniejszy obraz
- Oczywiście bardzo, bardzo prosimy o pomoc, wsparcie i sugestię osób, które mają pod opieką białaczkowe koty, żeby poradziły nam jakie dalsze kroki powinniśmy podjąć
- Wiem, że Basia już pytała o to kilka osób z kotami białaczkowymi
- Pan doktor z Olsztyna sugerował, że najpewniejszy jest interferon koci, który jest koszmarnie drogi... a interferon ludzki ma dużo skutków ubocznych. Bynajmniej nie uważam, że to zamyka dyskusję, wręcz przeciwnie, otwiera ją, bo wszyscy się uczymy...
- Oczywiście Basia pracuje w tygodniu do samego wieczora i nie jest w stanie jeździć do Olsztyna na "każde zawołanie", ale w miarę możności zabezpieczy badania, terapię kota, etc...
- Basia jest pielęgniarką (mam nadzieję, że wolno mi było ujawnić ten fakt

) zatem bez strachu może sama podać zastrzyki tudzież dokonac innych stresujących zwykłego śmiertelnika operacji terapeutycznych
- ja podjęłam się negocjacji z szanownym Państwem oraz wszelkiej innej możliwej pomocy -transport, konslutacje - oraz DT dla Brysia jeśli będzie to potrzebne i uzasadnione...
- również w kwestiach finansowych (jeśli Państwo szanowni mieliby do mnie zaufanie) - ja zbierałabym pieniądze na swoje konto i koordynowałaby, przekazanie faktur, etc...
- oczywiście też musiałabym nauczyć się robić bazarki (no dobra, proszę nie pisać, że to łatwe

) i nie wiem co jeszcze...
- postarałabym się, najlepiej jak potrafię, działać jak pośrednik (a może bezpośrednik?) między stronami i miejscami...
- A teraz bardzo, bardoz proszę o łagodny wymiar kary...
- Proszę o fachowe porady (także dotyczące odżywania), sugestie, uwagi...
i wyrozumiałość oraz zaufanie, że naprawdę chcemy pomóc Brysiowi
- Bryś ma cały czas otwarte drzwi tu w Wa-wie ale musieliśmy podjąć jakąś decyzję a ta wcale nie była najłatwiejsza... ale wydaje nam się, że na razie Bryś powinien zostać tam gdzie jest a my ten pobyt chcemy mu ułatwić...
Równocześnie deklarujemy, że terapia Brysia powinna rozpocząć się już teraz, tylko w sposób jak najostrożniejszy i przemyślany, tak żeby nie narazić go na jakieś efekty uboczne...wstrząsy...
Poddaję siebie i naszą decyzję pod Wasz osąd
Fakt, to była nasza wstępna decyzja
Ale to szanowne gremium również wzięło na siebie ciężar ratowania tego wspaniałego kota
