
Przepraszam, że dopiero teraz wpadam na forum, ale mam komplikacje rodzinne - syna w szpitalu i trochę urwania głowy.
W każdym razie:
Loluś zniósł podróż bardzo dzielnie, w pociągu ani pisnął, w taksówce był grzeczny jak aniołek. Pani Kasia przygotowała dla niego odizolowany pokój z miseczkami i osobną kuwetą. Dwie rezydentki - przecudnej urody kociczki: jedna ruda maine coon - wieeeelka dama, a druga - delikatna malutka szylkretka (to ona rządzi).
Loluś na ugiętych łapkach zwiedził nowe lokum - po czym dał nura pod wersalkę i tyle go widziałam. Zostawiłyśmy go tam do mojego wyjścia - ja żegnałam się z nim już od z górą tygodnia, więc nie chciałam przedłużać tych ceremonii (tak naprawdę nie chciałam się poryczeć, co oczywiście średnio mi się udało).
Pani Kasia jest przemiłą, bardzo ciepłą osobą - miłośniczką kotów. Loluś nie mógł trafić lepiej.
Takich domów życzyłabym wszystkim moim tymczasom. Mam obiecane zdjęcia - gdy kocuś już w pełni się zaaklimatyzuje, co mam nadzieję niebawem nastąpi i wszystko na to wskazuje.
Wczoraj spotkał się już z rezydentkami - nastąpiło wąchanie i fukanie ale bez łapoczynów.
Wszelkie najnowsze wieści będę przekazywać na bieżąco - uprzedziłam p. Kasię, że musi wybaczyć mi niestety telefony w ciągu najbliższych dni (ale nie więcej, niż 1 dziennie).

Z pozostałych newsów:
Diablik Azi został dziś odpomponiony! Tym razem nie usiłował zamordować weterynarzy i nie próbował roznieść w puch lecznicy - co świadczy moim zdaniem o dużych postępach w oswajaniu. Przy okazji dodam, że sponsorem kastracji została P. Kasia od Lolka - całkowicie z własnej inicjatywy

Paszcza Misia Gandiego goi się bardzo ładnie. Odkryłam, że Gandi bezbłędnie wykonuje komendę "poproś" na widok smakołyku. Przysiada w pięknego słupka z opuszczonymi łapkami i czeka na nagrodę. Nie sięga łapką, jak robi większość kotów, tylko tak ładnie "służy", zupełnie jak psiak. Jestem umówiona z Gunią na obfocenie Misia - postaram się by zaprezentował do zdjęcia tę umiejętność
