Z PAMIĘTNIKA STAREGO FILOZOFA
Matko jedyna moja, co pańcia drugą noc wyrabia, to się w głowie nie mieści. Już wam drogie ciocie sprawozdaję historię pt:
"STRASZNA PRZYGODA MUNI II, czyli
Staszczykówna na gigancie.
Jak Muniek prysnęła to już ciocie wiecie. Pańcio z kolei prysnął do Krakowa, bo - jak mi powiedział wczoraj rano - życie mu miłe. Więc pańcio wyjechał, a pańcia poprzednią noc co godzinę latała sprawdzać tę klatkę a wieczorem zastawiła ją na nowo. To znaczy chciała zastawić, ale podobno w nas wszystkich złe wstąpiło, a że była sama, to znikąd pomocy logistycznej. Najprościej poszło z Szyszeczką, która bez protestów dała się zamknąć w łazience i z księciuniem, który od dawna z własnej woli twardo spał w pańciowym łóżku i na tym skończyło się święto lasu. Za Dupencją pańcia latała z kwadrans, ale też się w końcu udało. Sielawka nagle oświadczyła, że wcale nie chce spać w sypialni, a Celina to w ogóle dostała znienacka małpiego rozumu. Jak już pańci udało się obie pannice zamknąć, obudził się kartofel. Sen kartofla jest w zastawianiu pułapki kluczowy, bowiem mały umie korzystać z okienka, mieści się w tej klatce i za żadne skarby nie chce spać nigdzie indziej, niż pod kominkiem na kocyku, ewentualnie na fotelu na dole, a pańcia wcale nie zamierzała łapać do klatki akurat kartofla. Zwłaszcza, że uwięziony kartofel swoim lamentem niewątpliwie postawiłby na nogi całą wieś, a może nawet i Otwock. Więc pańcia postawiła klatkę otwartą bez przynęty i usiadła udawać, że ogląda tv, by małego zmylić. Była północ i na Animal planet leciały trochę makabryczne historie o maltretowanych zwierzętach w Nowym Jorku, ale pańci nawet nie chciało się poruszyć palcem na pilocie. W końcu Felek zasnął, pańcia wstawiła miseczkę z żarciem i poszła spać. O pierwszej zeszła sprawdzić - nic. Kartofel spał. O drugiej i mnie i pańcię obudził jakiś hurgot - to kartofel wracał okienkiem z dworu. On zawsze przy tym robi strasznie dużo hałasu. Pańcia trochę zaniepokojona wyleciała zobaczyć co z klatką i osłupiała. Miska była pusta, klatka zamknięta a w środku nikogo. Pańcia podrapała się po głowie i postanowiła zamienić klatki, bo ta poprzednio była u sąsiadów i oni faktycznie coś mówili, że mieli podobną sytuację. Wepchnęła tę do domu i przydźwigała z garażu drugą. Nałożyła nową saszetkę. W tym momencie kartofel się zaciekawił, co się dzieje i wylazł na taras. Pańcia zabrała go z powrotem, ale mały niestety zdążył zwąchać jakieś smakowitości i stanowczo odmawiał spania. Pańcia mamrocząc pod nosem wywindowała klatkę na ławkę i znowu poszła na górę. Jak otwierała drzwi od sypialni, Celina wyprysnęła śmigiem prostymi zatrzymała się aż pod winniczką. No to pańcia za nią...! Celina dalej zwiewa, pańcia dalej za nią. Ganiały się tak po lesie, przy czym Celina zdecydowanie była górą ze względu na kolor futra. Jak ją pańcia w końcu capnęła, kocica się rozdarła na całą okolicę, dając zapewne Muni sygnały ostrzegawcze i wyrywała się tak, że teraz pańcia ma ciekawe sznyty na dekolcie. Zrobiła się prawie trzecia, wszystko niby z powrotem posnęło i pańci na chwilę udało się też.
O czwartej Sielawka, która z rzadka w ogóle na śniadanie o piątej schodzi, zaczęła się domagać wypuszczenia. Że niby natychmiast sikać musi. Pańcia jej tłumaczy, że kuweta stoi, to dowiedziała się, że kuweta jest be! Że korzystanie z kuwety to straszna plama na honorze Prawdziwego Kota i ona się do czegoś takiego absolutnie nie zniży! I w ogóle NIE-MA-MOWY.
Pańcia zrezygnowana otworzyła drzwi, zeszła na dół, zlikwidowała pułapkę i przyłożyła się na ostatnie pół godziny. Po czym zostawiła taras otwarty i w charakterze zombie pojechała do pracy. Wszyscy dziś chyba jechali do miasta, bo autobus przyjechał pełniutki i pańcia przez całą godzinę jazdy po prostu słaniała się śpiąc na stojąco.
Po pracy zrobiła zakupy przedświąteczne i wlokąc pełny wózek wróciła do domu. Pańcio już był, ale udawał, że go nie ma. Pańcia padła na fotel i przysnęła, więc pańcio troskliwie zaproponował jej drzemkę w normalnym łóżku. W porywie małżeńskich uczuć wziął pańcię na ręce i stękając nieco zaniósł na górę. Przed sypialnią się zatoczył, wpadł na drzwi, więc pańcia pisnęła i razem zwalili się na małżeńskie łoże, chichocząc odrobinę histerycznie.
I w tym momencie spod łoża wyprysnął nie na żarty przerażony Muniek.
Pańcio jako bramkarz ma oczy dookoła głowy, więc wydał zduszony okrzyk: "To ona!!" Pańci senność przeszła jak ręką odjął i razem runęli do Muniowej budki.
Tak, to była Staszczykówna, cała i zdrowa, trochę tylko głodna.
Pańcia kazała powiedzieć, że w takim razie ona idzie dziś spać o ludzkiej porze, najlepiej zaraz po dobranocce i jak ją coś przed piątą obudzi to nie ręczy za siebie. A skoro Muniek S sam potrafił wrócić, znaczy wie gdzie mieszka i niech sobie cyrkuluje. Do jesieni jest nadzieja, że nauczy się okienkować...
Znowu robią tyle zamieszania a ja nie wiem, o co chodzi...

No tak i teraz zjeść spokojnie nie dadzą, tylko głaszczą i wydają dziwne dźwięki...

A ja nie wiem, czy ja to aby lubię!