» Czw kwi 21, 2011 7:54
Re: Morgan i Cini Mini - Zle dobrego poczatki?
Historia choroby.
Akt pierwszy:
Problemy Morgana zaczely sie w Lutym. Pewnego dnia, okolo szostej rano zaczal biegac "jak kot z pecherzem". W ciagu godziny byl w kuwecie ponad 10 razy, i niec nie zostawial. Odczekalam do 8, kiedy otwieraja lecznice, i dwie godziny pozniej Morgan byl u weta. Wetka go zbadala, zwazyla, zmierzyla temperature, pobrala krew. Stwierdzila zapalenie pecherza, dostal antybiotyk w zastrzyku i przeciwbolowy w zastrzyku, a do domu dostalismy Tolfedine. Badanie krwi nie wyszlo, bo bylo jej za malo - Morgan sie bardzo wyrywal i nie dalo sie pobrac ile trzeba. Po tygodniu kot sie zachowywal normalnie, sikal grzecznie do kuwety, kolor zwirku byl w porzadku. Uzywalismy wtedy zwirku Perlinette, ze wskaznikiem zdrowia, jak sie cos niedobrego w moczu dzieje, zmienia kolor na nienaturalny - czerwony, zielony, niebieski, brazowy- zaleznie co w moczu wykryje. Zadzonilam do lecznicy, powiedzieli mi, ze skoro wszystko jest juz ok, to nie musimy przychodzic.
Akt drugi:
Dwa, do trzech tygodni pozniej, zwirek zmienil kolor na czerwony. Oczywiscie w te pedy do weta, ja nie moglam z nim jechac, bo pracowalam w innym miescie, wiec pojechal TZ. Morgam mial zrobione przeswietlenie, na ktorym nic nie wyszlo, dostalismy antybiotyk Marbocyl, mielismy sie skontaktowac po skonczeniu antybiotyku, bo lekarz podejrzewa piasek w pecherzu. Dostalismy tez Cosequin, ktory dziala wzmacniajaco na pecherz. Po zakonczeniu antybiotyku doslownie wprosilam sie na kontrole. Lekarz zrobil wtedy kotu USG, ktore wyszlo idealne. Nie pobral krwi, nie pobral moczu, mimo ze mu to sugerowalam. Dal mi do zrozumienia, ze kot jest zdrowy, a ja jestem panikara, walnieta ciotka, ktorej sie nudzi i wymysla kotu choroby bo naczytala sie za duzo na forum. To o forum bylo dlatego, ze powiedzialam o zmienionym zachowaniu, o ktorym tutaj mi napisali, ze u jednej uzytkowniczki tak sie zaczely problemy z krysztalami. Lekarz wtedy stwierdzil, ze na forum to byl jeden przypadek, i wzielam go za norme, a on ma dziennie dziesiatki przypadkow i on wie ze norma to to nie jest. Stwierdzil ze to zachowani (Morgan zaczal "gwalcic" Rocky'ego) to po prostu wiosna, i kotu miesza sie w glowie. Dostalismy Feliwaya, i numer do kociego psychiatry.
Akt trzeci:
Od czasu drugiej wizyty u lekarza Morgan leje po calym domu. Zwykle zlosliwie (tak mi sie wydawalo), kiedy nie zwracam uwagi i nie chce go wypuscic na dwor. W ten poniedzialek przeszedla samego siebie, nalal 7 razy w "nielegalnych" miejscach. Dwa razy na kanape, raz poduszke do spania TZta, raz koldre TZta, kiedy TZ wrocil do domu to mu naszczal na swiezo wyprana poduszke, ktora sobie TZ podlozyl na krzeslo, raz na swoj dywanik, na ktorym sypia, i na wiadro, ktore stalo w korytarzu. Stwierdzilam, ze tak dalej byc nie moze, szukam nowego kota. Jak tylko TZ przyszedl z pracy, pojechalismy do schroniska, ale na miejscu sie okazalo ze przyjmuja tylko we wtorki, czwartki i niedziele, wiec nic nie zalatwilismy. Nastepnego dnia, wyszukalam w necie ogloszenie Jasona( Cini Mini) i wieczorem juz byl u nas. A jak to wyszlo jest post wyzej.
Akt czwarty:
Od wtorku Morgan jest w lecznicy, czuje sie lepiej, choc nadal sika z krwia. Mial pobrany mocz, krew, dostal kroplowke. Z analizy moczu wyszlo, ze bakterii nie ma zadnych (czyli stowa mniej, bo nie trzeba robic badania na jaki antybiotyk bakterie beda podatne, a na jaki nie, i kolejny dowod, ze dobrze zrobilam zostawiajac kota a nie biorac antybiotyk). Wyszly podwyzszone (nieduzo) parametry nerkowe, ktora sa skutkiem odwodnienia. Zmartwilo mnie to, bo mamy fontanne, i myslalam ze wreszcie pije tyle ile trzeba. Bede czesciej myc fontanne i rozstawie dodatkowo talerze z woda po domu, a wieczorem przypilnuje zeby wypil wiecej na moich oczach (powrot do pojenia z lyzeczki). Jak tylko skonczymy ta paczke Orijena, ktora teraz je, to mimo wszystko przerzucimy sie na miecho.
Dodatkowo takie problemy moga byc przyczyna stresu. I tu miejsce na posypanie glowy popiolem, bo to moja wina najprawdopodobniej. Morgan, zanim do nas przyszedl, byl kotem wychodzacym, jak 99,9% kotow w Szwajcarii. Ale ja go chcialam przestawic na niewychodzenie, bo sie po prostu o niego boje. Przez jakis czas byl spokoj, bylo posikiwanie na znak protestu, ale jak zawsze przychodzilam na jego zawolanie byl spokoj. Ale w zimie cos mi strzelio do glowy, i postanowilam go wypuscic. Ucieszona, ze kot wrocil dosc szybko, caly rozmruczany i szczesliwy, choc mokry od sniegu myslalm, ze to dobry pomysl. Postanowilam wypuszczac go raz na jakis czas, na tyle dlugi, zeby wszystkie jego krzaczki i kamyczki byla totalnie zasikane i kiedy go wypuszcze mial duzo roboty naokolo domu, i nie zapuszczal sie dalej. Ale po takim wypuszczeniu kot chcial wiecej, miauczal, plakal, a ja pozostawalam nieugieta. Dzisiaj wiem, ze jesli kot ma byc niewychodzacy, to niewychodzacy, a nie wypuszczany raz na jakis czas. Czeka nas znow ciezka praca, nad zrobieniem z Morgana kota calkiem domowego. Mam nadzieje, ze nowy kotek nam w tym pomoze, tym bardziej ze jest z tego 0,1% kotow wychowanych w domu.
Ciastusiu i Haskellku [*]