Włączę się w informacje o kastracji.
Mecenas - obecnie lat 11, po plazmocytarnym zapaleniu dziąseł jest bezzębny, jakieś 7 kg tłuszczu i mięśni. Był kastrowany jako 3-4latek, wychodzący względnie wyrzucony. Jaja stracił, nawyki zostały. Znaczy od czasu do czasu, skacze na kotki w rui i... pierze, co mu pod łapę podejdzie. Mówimy, że nie potrafi odreagować stresu, np. po podaniu leków, jeśli nie przywali któremukolwiek kotu. Zresztą, swego czasu mi też próbował przywalić i zdominować.
Był i jest alfą mojego domowego stada. Jego pozycją w ciągu ostatnich dwu lat zachwiały dwa koty:
Hipolit, też działkowy, mały, chudy, z duszą berserkera. Zabraliśmy go z działki, bo ledwie trzymał się na łapach po serii pogryzień w walkach z innymi kotami. Hipciu w domu się odkarmił, nieco przybrał na wadze, stracił jajka i... startował do każdego czterołapego, jaki mu wszedł w pole widzenia. W konfrontacji z Mecenasem, gdzie były niecałe cztery kilo na siedem, wielka wola walki, zęby i pazury przeciw dość rozleniwionemu alfie, uzbrojonemu tylko w pazury, Mecenas podał tyły. Niewiele, ale hierarchia się zachwiała. Nie runęła, bo Hipolit był tak agresywny, że został izolowany od reszty.
Drugim był Lulek Trąbka. Wagowo jest w tej chwili cięższy od Mecenasa, ale ma znacznie mniejszy zapał do walki. Chłopaki się poszturchały raz i drugi, z różnym efektem, na niekorzyść Mecenasa przemawiało, że miał w tym czasie mocno zaostrzony katar, aż do zapalenia oskrzeli. Katar minął i co? Ano Lulu już nie podważa, że to Mecenas jest alfą. Ot, relacje

Drugim przypadkiem, na jakim opieram twierdzenie, że od kociego serca zależy, czy będą go prać, czy on będzie, był Fryc. Kastrowany jako młodziak, siedmio czy ośmiomiesięczny, wychodzący, po dorośnięciu wyznaczył sobie w willowej dzielnicy rewir i żaden inny kot mu w tym terenie nie wchodził w drogę. Wielki, ciężki, korzystał z tego, ze w odróżnieniu od gości nie tracił energii na włóczęgi. Co mu wlazło pod nos - prał, aż się kurzyło. Sam się dalej nie wypuszczał.
Pozdrawiam i głaski dla futer!