Z PAMIĘTNIKA STAREGO FILOZOFA
Przez te wszystkie zamieszania narobiło mi się trochę zaległości. Nowe i bardziej nowe cioteczki na wątku, witam, witam...
A ponieważ nie bywam na górze, poopowiadam o tym, co na dole.
Jak wiecie, państwo lubią oglądać tych facetów, co skaczą na nartach. W niedzielę był konkurs w Pla... w Planicy. Tak. I to podobno ostatni konkurs jakiegoś naszego, co się nazywa Małysz i jest ogólnie mistrzem w tym skakaniu. To znaczy pańcio tak twierdzi, natomiast pańcia, z całym szacunkiem dla mistrza, woli oglądać przyjemnych dla oka młodzieńców z innych krajów, zwłaszcza takiego o trudnym nazwisku.
Pańcio akurat miał mecz, ale ponieważ konkurs się przedłużał, to zdążył na ostatnie skoki. A pańcia oczywiście oglądała od początku, ale poczucie obowiązku podnosiło w niej zębaty łeb, więc zabrała woreczek z cebulą i oglądając, obierała tę cebulę, zamierzając kiedyś tam wyprodukować jakiś obiad.
Jak pisałem, konkurs się przedłużał. Wiał wiatr i co chwilę któregoś skoczka wstrzymywali i robili przerwę. Ulubionego młodzieńca pańci trzymali na górze strasznie długo i pańcia była zła. Pańcio zajechał i wpadł przed telewizor. Pańci wypadła z ręki kolejna cebula i potoczyła się pod fotel, ku cichej radości Sielawki.
Pańcio - I co, i co?
Pańcia (nieuważnie) - Nie wiem co, na razie nasi wygrywają a mój czwarty.
Pańcio - Jak to, to dopiero pierwsza seria?
Pańcia - Cicho, pierwsza!
.... No to ja chciałem jakoś pańcia zająć, by nie denerwował ani pańci, ani siebie. Ale trochę mi było niewygodnie.

Pańcio (niespokojnie) - Odwołają drugą, czy nie?... ...Jest jakiś obiad?
Pańcia (poirytowana) - Miałeś być o piątej i na piątą będzie obiad!
Pańcio (rzucając uważniejsze spojrzenie na pańcię i na to co robi) - eeee... a co będzie...?
Pańcia (rozdarta między sentymentem do Małysza a sympatią do młodzieńca) - Odwołali...
Pańcio z łatwością dał się zepchnąć z tematu - No w mordę, wygraliśmy!
Pańcia - Mów za siebie...
W tym momencie Sielawka triumfalnie wytoczyła cebulkę zza fotela i pańcia przytomniej spojrzała na rzeczywistość.
Wymamrotała coś w rodzaju "na Jowisza" i pospiesznie wyniosła miskę z obraną cebulą do kuchni.
Potem pańcia oglądała innego ulubionego młodzieńca, ten nie skacze, tylko gotuje. Pańcia powiedziała, że musi oglądać, bo musi wymyślić zastosowanie dla tej tony cebuli, którą bezwiednie obrała. Tym razem postanowiłem pomóc w oglądaniu pańci, bo u pańci na kolanach wygodniej...

Gabunia, zazdrośnica jedna, oczywiście też się wpakowała.

Ja tam nie wiem, co pańcia zdołała zobaczyć, ale jakby kto pytał, to dziś została zjedzona ostatnia miska zupy cebulowej. Dla ścisłości dodam, że państwo jedli ową zupę na śniadanie, obiad i kolację.
Państwo sobie poszli, a ktoś ten telewizor oglądać musi. Ciężkie jest życie obowiązkowego psa!

Jutro Gabunia jedzie na operację, ale ciiicho. Ona jeszcze nic o tym nie wie, pańcia zabroniła ją denerwować.
Dziękujemy za kciuki!